Jego stosunek do prywatnej własności niewiele się różni od tego, jaki mieli komuniści. Żadna z rządzących ekip nie myśli poważnie o zwrocie prywatnej własności lub rekompensacie za jej pozbawienie. Dlatego byli właściciele o swoje prawa walczą w sądach.

I choć byli posiadacze gruntów warszawskich powoli odzyskują swoje pałace, to krakowscy kamienicznicy mają pod górę. Ale to nie Tatry utrudniają im życie, ale Rzeczpospolita Polska! Prywatna firma w 2000 r. nabyła piękną kamienicę w centrum Krakowa ze słynną restauracją Wierzynek. Jej nabywcy, gdy płacili za nią 28 mln zł, byli zapewne przekonani że zrobili interes życia. Ich szczęście nie trwało długo. Za jakiś czas przekonali się, że już od lat dziewięćdziesiątych o odzyskanie majątku walczą byli właściciele. Najpierw domagali się unieważnienia decyzji nacjonalizującej z 1983 r.  Samorządowe Kolegium Odwoławcze przyznało im rację. Potem walczyli o anulowanie kolejnych przekształceń własnościowych.

Z kim walczą? Nie z Rzeczpospolitą Polską, która jest następcą prawnym PRL, ale z osobami, które nabyły od Skarbu Państwa nieruchomość. A przecież te osoby kupowały w dobrej wierze, w przekonaniu, że pełnoprawnym właścicielem nieruchomości jest właśnie Skarb Państwa. A do kogo można mieć większe zaufanie niż do władzy publicznej?

Dlatego kupującym zapewne do głowy nie przyszło, aby głębiej zbadać sprawę. Urzędnikom jednak nie chciało się albo raczej nie opłacało sprawdzić, czy ktoś nie chce odzyskać utraconego majątku. A teraz nie chcą wziąć sprawy w swoje ręce i zrekompensować byłym właścicielom utraconego majątku. Tymczasem to państwo powinno ponosić odpowiedzialność zarówno za decyzję z czasów PRL , jak i te obecne, unieważniające je.

Dlaczego urzędnicy unikają odpowiedzialności za sprzedanie kota w worku? Odpowiedź jest prosta. Za drogo by to ich kosztowało. Z tego samego powodu od ponad dwudziestu lat nie został uchwalony żaden projekt reprywatyzacyjny. A było ich już ponad 20. Państwo zwyczajnie nie chce stracić zagrabionego mienia czy łatwo zarobionych pieniędzy. Zapomina jednak, że kradzione nie tuczy, a niewiarygodność może je słono kosztować.