Deregulacja stała się faktem. Tym samym nadeszła pora, aby zmierzyć się z nową rzeczywistością. W mediach od pewnego czasu pojawiają się głosy odnoszące się do perspektyw rozwoju zawodowego młodych prawników w kontekście zapisów ustawy deregulacyjnej. Krajowa Rada Notarialna, samorząd zawodowy notariatu, który znalazł się w pierwszej turze zawodów deregulowanych, od ponad roku zmagał się z problemem zasadności proponowanej „deregulacji". Zastrzeżeń do proponowanych zapisów, zwłaszcza w ostatniej (co najmniej piątej) wersji tego projektu, jest wiele. Ich liczba systematycznie rosła wraz z wprowadzaniem kolejnych poprawek do projektu ustawy, coraz to bardziej chaotycznych i oderwanych od systemu prawa.
Na początek warto zadać pytanie, o co właściwie chodzi w deregulacji notariatu? Otóż wielokrotnie powtarzanym celem całego zamieszania jest ułatwienie wejścia do zawodu młodym absolwentom prawa i poprzez to zmniejszenie ryzyka bezrobocia. Tylko że choć z roku na rok rośnie nasycenie rynku prawnikami, to tak naprawdę wciąż trudno mówić o zjawisku bezrobocia wśród notariuszy. W Polsce jest ponad 2350 zawodowo czynnych rejentów. Według szacunków KRN w wyniku wejścia w życie ustawy deregulacyjnej ich liczba do końca 2013 roku potencjalnie może wzrosnąć nawet o 500–700 osób. I tu zaczyna rysować się istotny problem – czy znajdzie się dla nich praca?
Coraz mniej pracy
W ubiegłym roku każdy notariusz sporządzał dziennie średnio 2,5 aktu notarialnego. To najgorszy wynik od ponad dziesięciu lat. Co więcej, nie jest to losowy przypadek jednego roku, lecz wyraźna tendencja – od 2008 roku zmniejsza się ogólna liczba czynności dokonywanych w kancelariach notarialnych. Jednocześnie trzeba wskazać, że blisko 20 proc. wszystkich sporządzanych aktów to testamenty i pełnomocnictwa, a zatem czynności niedochodowe, żeby nie powiedzieć – deficytowe. Warto też zwrócić uwagę na nowe zupełnie nowe zjawisko – od początku 2012 roku z powodów ekonomicznych w Warszawie, Krakowie i innych miastach działalność zakończyło kilka kancelarii notarialnych. Mamy też do czynienia, po raz pierwszy od długiego czasu, z przypadkiem przejścia z zawodu notariusza do zawodu sędziego, a kilka kolejnych zgłoszeń notariuszy jest obecnie rozpatrywanych przez Krajową Radę Sądownictwa.
Co na to pomysłodawcy ustawy? Czy ich zdaniem rynek usług notarialnych jest w stanie wchłonąć i zapewnić zajęcie nieograniczonej liczbie młodych rejentów? Otóż nic. W trakcie prac legislacyjnych okazało się, że tak naprawdę ani pomysłodawca ustawy, ani autor kluczowych dla ostatecznej wersji ustawy poprawek poselskich takich symulacji nie przeprowadzili.
Kolejne sztandarowe hasło deregulatorów głosi, że dzięki zwiększeniu liczby notariuszy obywatele uzyskają łatwiejszy dostęp do notariuszy, a w wyniku wolnej gry rynkowej spadną ceny usług. Jednak już dziś nie ma najmniejszego problemu z dostępem do usług notarialnych. Dawno odeszły w niepamięć czasy, gdy na wizytę u rejenta trzeba było zapisywać się z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Dziś to notariusz czeka na klienta, a nie odwrotnie. A czy jest szansa na obniżenie cen? To też kwestia dyskusyjna. Przy zmniejszającej się liczbie czynności konieczne będzie utrzymanie wysokości pobieranej taksy, jeśli prowadzenie kancelarii ma mieć uzasadnienie ekonomiczne.