Mijają dwa miesiące, od kiedy doręczenia przesyłek z sądów i prokuratur przejęli od Poczty Polskiej nowi operatorzy, a wciąż nie wiemy, kto i dlaczego nas tą reformą uszczęśliwił.
Próbuje się nam wmówić, że o tej rewolucyjnej zmianie zadecydowała Unia Europejska i anonimowi urzędnicy Centrum Zakupów Ministerstwa Sprawiedliwości. Czy tak powinno być ustanawiane prawo i wprowadzana reforma istotna dla milionów obywateli?
Wiceminister sprawiedliwości Stanisław Chmielewski powtarza – jak na ostatnim posiedzeniu sejmowej Komisji Infrastruktury – że ministerstwo zleciło prezesom sądów monitorowanie nowego systemu, ale na wnioski czy sankcje jeszcze za wcześnie. Urynkowienie doręczania przesyłek sądowych to konsekwencja zmian procedury cywilnej i karnej, które wdrożyły unijną dyrektywę pocztową.
Mamy więc oto intratny kontrakt na 500 mln zł w ciągu dwóch lat, kilka firm i jakichś anonimowych urzędników MS z Krakowa, którzy postanowili zorganizować o przetargu. Wcześniej o urynkowieniu doręczeń zadecydowali najwyraźniej nieświadomi rangi sprawy posłowie. Zresztą jest już w tej sprawie zawiadomienie do Centralnego Biura Antykorupcyjnego o wyjaśnienie, kto z autorów rządowego projektu ustawy i na podstawie jakich przesłanek napisał w uzasadnieniu projektu, że nie ma już podstaw do utrzymywania monopolu Poczty Polskiej.
To dobrze, że jest takie zawiadomienie, ale gdzie byli posłowie, kiedy zmieniano przepisy, i gdzie było Ministerstwo Sprawiedliwości, gdy przygotowywano prawne podstawy do urynkowienia?