E-protokoły, czyli trudne pożegnanie z papierem

Sukces e-protokołów w sądach zależy od zmysłu nawigacyjnego protokolanta i prywatnych notatek sędziego prowadzącego rozprawę.

Publikacja: 26.03.2014 02:00

Andrzej Jankowski

Andrzej Jankowski

Foto: materiały prasowe

Red

W przyszłym tygodniu w Sądzie Najwyższym odbędzie się konferencja prawników, której uczestnicy wezmą pod lupę sądowe e-protokoły. Temat nie jest przypadkowy, a trzyletni okres zmagań z informatyzacją cywilnych rozpraw daje doskonałą perspektywę do analizy i oceny skutków innowacyjnych rozwiązań prawnych. Nie trzeba być jasnowidzem, by przewidzieć, że uczestnicy konferencji, w odróżnieniu od ówczesnego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, który rzucił się na e-protokoły jak na jakiś cudowny eliksir, będą w swych ocenach bardziej krytyczni. E-protokoły od samego początku nie miały łatwego życia. Dopiero raczkowały, a już ludzie przychodzący do sądu życzyli im połamania nóg.

Gdy traci się cierpliwość

Nie tak dawno uczestniczyłem w sympatycznym jubileuszowym spotkaniu w okręgowej radzie adwokackiej. Kiedy po części oficjalnej atmosfera się rozluźniła i  zaczęły się opowieści z życia sądu wzięte, zaraz po niedoręczonych powiadomieniach o terminie rozprawy właśnie na e-protokołach prawnicy najczęściej wieszali swoje togi.

Okazuje się, że rzeczą najbardziej drażliwą jest przeglądanie e-protokołu, a więc wykonywanie czynności, dla której zostały tak naprawdę stworzone. Jak dotrzeć do zeznań najważniejszego dla sprawy świadka, gdy jego zeznania trzeba wyłowić z  czterogodzinnego nagrania rozprawy? W papierowych aktach zajmowało to 2, 3 minuty. Kiedy jednak trzeba kluczyć po kilkugodzinnym nagraniu z rozprawy, już po paru minutach ma się mętlik w głowie i  tracić się cierpliwość. Nie zawsze nagranie jest dobrze słyszalne. Mikrofon zbiera wszystko – i szelest kartek z akt podręcznych, i odgłosy dudniącej ulicy, zwłaszcza latem, kiedy okna są otwarte. Jeszcze bardziej irytujące jest, gdy nie wiadomo, kto tak naprawdę zabiera głos. Jeden z adwokatów, kiedy wrócił z urlopu i chciał się zapoznać osobiście z przebiegiem rozprawy, dostał do przesłuchania płytkę z 6-godzinnym nagraniem audio. Z pewnością nie będzie go łatwo przekonać, że to idealne rozwiązanie, remedium na wlekące się latami procesy.

Trud odsłuchania audiobooka

Również sędziowie mają nietęgie miny, kiedy siadają do pisania uzasadnienia. Często są to obawy na wyrost, wynikające bardziej z subiektywnych przesądów niż z rzeczywistych powodów. Z nimi sądy powinny się uporać bez większych kłopotów. Niektórzy sędziowie mają na przykład obawy przed bliskimi spotkaniami z własnymi niedociągnięciami i wpadkami. Są przekonani, że urządzenia rejestrujące obraz i dźwięk mogą ich tylko peszyć, niepotrzebnie absorbować ich uwagę, zamiast pomagać. Są jednak także obawy uzasadnione, nad którymi nie można przechodzić do porządku. Sprawy cywilne trwają miesiącami. Bardzo często kończą się po kilku latach, a w tym czasie odbywa się kilkanaście rozpraw. Czy sędzia, który całe zawodowe życie był wzrokowcem, przed przystąpieniem do wydania orzeczenia podejmie trud odsłuchania tego audiobooka? Czy przygotowując się do kolejnej rozprawy, będzie odsłuchiwał e-protokoły, bo przecież pamięć ludzka jest zawodna, zwłaszcza jeśli w referacie sędzia ma ponad setkę spraw. Cóż tam zresztą sędziemu po dobrej pamięci czy intuicji. W wymiarze sprawiedliwości chodzi o to, by każde rozstrzygnięcie sądu, każde stwierdzenie w uzasadnieniu wyroku miało swoje odbicie w materiale dowodowym. Tu pamięć nie ma nic do rzeczy. Tu trzeba powołać się na konkretny fragment zeznań świadka czy wyjaśnień stron postępowania. Bez tej precyzji grozi sądom cywilnym seria orzeczeń intuicyjnych, orzeczeń pamięciowych.

System adnotacji i notatek

Ministerstwo Sprawiedliwości, przewidując te zagrożenia, wyposażyło sędziego oraz protokolanta w narzędzia, które mają ułatwić poruszanie się po e-protokołach. Jest to cały system adnotacji i notatek. Nie ma przeszkód, by protokolant, czy to z inicjatywy przewodniczącego rozprawy, czy z własnej staranności, dokonywał „nawigacyjnych" adnotacji z przebiegu postępowania dowodowego. Może np. wyławiać i oznaczać w e-protokole te fragmenty zeznań czy wyjaśnień stron, które odnoszą się do głównego żądania pozwu. Z adnotacji tych może też wynikać, który świadek wypowiada się na jaki temat. W ten sposób powinna powstać szczegółowa mapa drogowa, spis treści po postępowaniu dowodowym, który jest dostępny także dla stron.

Swoje adnotacje z przebiegu rozprawy może również sporządzać na komputerze sędzia. Są to raczej prywatne, elektroniczne zapiski przewodniczącego, do których nie ma prawa dostępu ani protokolant, ani strony. W tych uwagach może znaleźć się w zasadzie wszystko, co ułatwi sędziemu dochodzenie do prawdy i poruszanie się po materiale dowodowym zapisanym w e-protokole. Czasami wystarczą dobrze dobrane słowa klucze. Tak naprawdę sukces e-protokołu zależy od nawigacyjnych adnotacji protokolanta i elektronicznych zapisków sędziego, prowadzącego rozprawę. Podstawowa trudność polega, jak sądzę, na tym, że sporządzając e- protokół, zarówno protokolant, jak i sędzia – przewodniczący, muszą wypracować w sobie umiejętność podzielnej uwagi. Protokolant, bo oprócz e- protokołu ma również na głowie spisanie protokołu papierowego. Jest on co prawda w formie „light", a więc bez zeznań świadków i wyjaśnień stron, ale jednak trzeba go sporządzić. Sędzia natomiast, chcąc, by e-protokół miał ręce i nogi, musi śledzić przebieg rozprawy, zadawać pytania świadkom, stronom, rozstrzygać o wnioskach pełnomocników, wydawać zarządzenia, postanowienia i równolegle wklepywać na klawiaturze komputera swoje prywatne zapiski dotyczące postępowania dowodowego.

Nikt nie rodzi się Napoleonem

Nikt, rzecz jasna, nie rodzi się Napoleonem, dlatego na początku żadnemu sędziemu, żadnemu protokolantowi nie będzie z pewnością łatwo odnaleźć się w tej podwójnej roli. Ale wszyscy, którzy chcieli przekroczyć bariery świata informatycznego, musieli kiedyś przez te zasieki przebrnąć. Być może dla wielu osób nie jest to żadne pocieszenie.

Technologiczna ?inwazja

Trudno jednak sobie wyobrazić, by wymiar sprawiedliwości tego wysiłku nie podjął. By kontestował inwazję informatyczną, skazując się na analfabetyzm cyfrowy. Dlatego nie można załamywać rąk nad e-protokołami. Ich krytyka przypomina mi często zarzuty, jakimi obrzucano pierwsze próby wprowadzenia e-booków. Tam też kolejne wersje wprowadzenia książki elektronicznej kończyły się jednym wielkim bólem głowy. Padały równie mocne słowa: mało poręczne, niepraktyczne, jak to w ogóle można czytać, w słońcu nie widać żadnych liter. Ale niezawodna technologia zrobiła swoje i dzisiaj nikt już nie śmie e-booków nazywać niewypałem. Mam nieodpartą nadzieję, że podobnie będzie z e-protokołami. Nie łudźmy się, galopująca informatyzacja nie pozwoli nikomu siedzieć z założonymi rękoma.

Pamiętam, że przed laty jako aplikant sądowy sporządzałem protokoły z rozpraw odręcznie. Nie mogłem nadążyć za potokiem słów, więc by nie utracić ważnych wątków, notowałem z boku na kartce swoje prywatne słowa klucze, które w przerwie rozwijałem i nanosiłem do protokołu. Potem nastała w sądach era hałasujących maszyn do pisania. Wkrótce zostały wyparte przez maszyny wyciszone. Następnie przyszły komputery i protokoły były pisane w Wordzie. Teraz o swoją pozycję walczą w sądach e-protokoły. Czy na tym zakończy się inwazja technologiczna w wymiarze sprawiedliwości? Z pewnością nie, to tylko jedna z wielu stacji przesiadkowych. Taka kolejna przymiarka do trudnego pożegnania sądów z papierem.

Autor jest publicystą prawnym

W przyszłym tygodniu w Sądzie Najwyższym odbędzie się konferencja prawników, której uczestnicy wezmą pod lupę sądowe e-protokoły. Temat nie jest przypadkowy, a trzyletni okres zmagań z informatyzacją cywilnych rozpraw daje doskonałą perspektywę do analizy i oceny skutków innowacyjnych rozwiązań prawnych. Nie trzeba być jasnowidzem, by przewidzieć, że uczestnicy konferencji, w odróżnieniu od ówczesnego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, który rzucił się na e-protokoły jak na jakiś cudowny eliksir, będą w swych ocenach bardziej krytyczni. E-protokoły od samego początku nie miały łatwego życia. Dopiero raczkowały, a już ludzie przychodzący do sądu życzyli im połamania nóg.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi