Przed kilku miesiącami turecki parlament po burzliwej debacie przeforsował zmiany uderzające w niezawisłość władzy sądowniczej. Uzależnił w większym stopniu sędziowskie nominacje od woli ministra sprawiedliwości. ?Ograniczył też rolę samorządu sędziowskiego.?Jak donosiły media, większość parlamentarna uzasadniała zmiany faktem, że władza sądownicza jest wykorzystywana przez opozycję i krytyków do dyskredytowania poczynań rządu.?W ten sposób naturalne tarcia między władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą radykalnie wykroczyły poza swoje granice. Politycy, uzurpując sobie prawo do uprawiania samodzielnej polityki, wznieśli się ponad konstytucyjne normy.
W Polsce od blisko dekady silne są napięcia między władzą wykonawczą i sądowniczą, ?które od czasu do czasu zmieniają się w ostry konflikt (np. słynne dni bez wokandy, protest przeciwko niskim uposażeniom, zamieszanie wokół wadliwych przenosin sędziów, kolejne projekty ograniczające sędziowską niezawisłość). Radykalnych działań na miarę tureckich jak dotąd na szczęście nie było, aczkolwiek pojawiają się ?w sferze politycznych deklaracji czy nawet projektów ustaw (np. ostatnio likwidacja immunitetów – Twój Ruch). Warto jednak zastanowić się nad kondycją władzy sądowniczej w Polsce, która nie ma w ostatnich latach najlepszego czasu i jest coraz gorzej oceniana przez opinię publiczną. To, że nie jest równorzędnym partnerem dla władzy wykonawczej i ustawodawczej, wiadomo nie od dziś. Sądowniczą fajnie mieć ?u boku przy okazji różnego rodzaju imprez, akademii, rocznic i przecinania wstęg i w przemówieniach docenić jej rolę w demokratycznym państwie prawa.
Zupełnie inaczej sprawy się mają, gdy zejdziemy ?na poziom realnej polityki. Na przykład kiedy Sąd Najwyższy wydał słynną uchwałę kwestionującą przenosiny sędziów, była nie tylko krytykowana, ale wręcz ignorowana przez resort sprawiedliwości. Podobnie działo się przy okazji projektowania zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych. Nie były konsultowane z przedstawicielami sądownictwa. Uznano, że nie ma takiej potrzeby. Bardzo destrukcyjny okazał się wyraźny od co najmniej kilku lat trend do publicznych ataków na wymiar sprawiedliwości polityków i kolejnych ministrów sprawiedliwości. Generalizowanie pewnych negatywnych zjawisk doprowadziło z jednej strony do obniżenia oceny sądownictwa w oczach opinii publicznej, z drugiej zaś wytworzyło potrzebę wprowadzenia większego nadzoru nad sędziami, aby odpowiedzieć właśnie na krytyczne oceny społeczne.
Oczywiście sędziowie absolutnie nie są bez winy, i nie chodzi tylko o dużą nieporadność w odpieraniu publicznych ataków, bierność, która zachęca jedynie do kopania mocniej, bo bezkarnie. Chodzi też o ignorowanie negatywnych sygnałów płynących od opinii społecznej. Sprawa Milewskiego jest tego sztandarowym przykładem, ale równie negatywny wydźwięk miało choćby uzasadnienie sędziego Tulei w sprawie doktora G. Czy można zatrzymać ten coraz mocniejszy trend spadku zaufania i szacunku do wymiaru sprawiedliwości? Zachęcam do dyskusji. Dziś tematem numeru jest tekst sędzi Ireny Kamińskiej. Zapraszam do lektury najnowszej "Rzeczy ?o Prawie".
W najnowszym wydaniu: