Triumfalny powrót małych sądów - Zbigniew Łasowski o reformie Gowina

Likwidacja małych sądów została przeprowadzona arbitralnie i wbrew części społeczeństwa. Wkrótce po długotrwałej i zażartej batalii o ich restytucję wrócą na mapę polskiego sądownictwa – pisze sędzia Zbigniew Łasowski.

Aktualizacja: 09.07.2014 04:05 Publikacja: 09.07.2014 04:00

Zbigniew Łasowski

Zbigniew Łasowski

Foto: materiały prasowe

Red

1 stycznia 2013 r. pożegnaliśmy 79 sądów rejonowych (około 25 proc. ich ogólnej liczby), zniesionych przez byłego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina z nieracjonalnych powodów, dla zrealizowania politycznych ambicji. Argumenty przedstawiane na uzasadnienie tego przedsięwzięcia były wybiórcze, nie znajdowały oparcia w rzeczywistości, były też wzajemnie sprzeczne. Wbrew zapewnieniom ministra, zniesienie sądu nie było zmianą jego nazwy, ale likwidacją i wcieleniem obszaru właściwości do innego sądu. Nie spowodowało przyspieszenia rozpoznawania spraw, a wręcz przeciwnie, wydłużyło je. Zlekceważono w ten sposób potrzeby lokalnych społeczności, które były zadowolone ze sprawnie funkcjonujących sądów na ich terenie.

Tak zwana reorganizacja sądów w każdym razie została źle przygotowana i jeszcze gorzej przeprowadzona; przyniosła więcej szkody niż pożytku. Ówczesny minister stworzył bowiem zagrożenie dla standardów i wartości podlegających konstytucyjnej ochronie. Podjął działania bez poszanowania konstytucyjnej niezależności władzy sądowniczej oraz marginalizując jej ustrojową pozycję.

Chaos ?zamiast korzyści

Zniesienie sądów rejonowych zamiast oczekiwanych korzyści wywołało niepotrzebny chaos w działalności wymiaru sprawiedliwości. W wyniku reorganizacji decyzje o przeniesieniu na inne miejsce służbowe zostały wydane, bez zgody zainteresowanych, w stosunku do 545 sędziów. Żadnej z nich nie wydał osobiście minister, podpisali je w jego zastępstwie, niezgodnie z prawem, podsekretarze stanu. W związku z tym aż ponad 320 sędziów odwołało się od nich do Sądu Najwyższego, a 89 chciało przejść w stan spoczynku. Odwołania te do dzisiaj nie zostały rozpoznane (sic!), gdyż Trybunał Konstytucyjny musi najpierw rozstrzygnąć, czy przepis pozwalający ministrowi sprawiedliwości na przeniesienie sędziego, bez jego zgody, na inne miejsce służbowe jest zgodny z konstytucją.

Na domiar złego około 150 sędziów – przeniesionych bezprawnie na inne miejsce służbowe – z uzasadnionej obawy, że wydawane przez nich orzeczenia mogą być nieważne, wstrzymało się od orzekania na pewien czas. Gdyby nie spektakularna uchwała pełnego składu Sądu Najwyższego z 28 stycznia 2014 r., przez partactwo byłego ministra sprawiedliwości trzeba byłoby powtórzyć kilkaset tysięcy spraw, w których orzekali wadliwie przeniesieni sędziowie.

Ponadto wbrew oczekiwaniom nie udało się zasymilować wydziałów zamiejscowych z macierzystymi sądami ani zintegrować zatrudnionych tam sędziów z pozostałymi sędziami. Są przykłady na to, że w wielu wypadkach doszło do zantagonizowania stosunków między nimi a ich przełożonymi, co w jednostkowych sprawach kończyło się nawet postępowaniami dyscyplinarnymi wobec sędziów.

Nie trzeba też nikogo przekonywać, że likwidacja małych sądów wygenerowała dodatkowe kosztty dla budżetu państwa. W ocenie jednej z okręgowych rad adwokackich w kraju koszty finansowe nietrafnych decyzji byłego ministra sprawiedliwości liczyć można w grubych milionach złotych. Jej zdaniem poważnym zagrożeniem dla porządku prawnego był sposób przeprowadzenia reformy sądownictwa, za którą ponosi on pełną odpowiedzialność, w tym również prawną, a nie tylko polityczną. Wspomniane koszty to między innymi wydatki na sowite płace kilkudziesięciu dyrektorów zatrudnionych w nowo utworzonych sądach, których przedtem w nich nie było.

Na szczęście wszystkie te problemy odchodzą do lamusa w związku z uchwaloną, z inicjatywy prezydenta RR, zmianą ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych, przywracającą większość zniesionych sądów. Wchodzi ona w życie 15 lipca. Z jej zapisów wynika, że sąd rejonowy tworzy się dla obszaru jednej lub większej liczby gmin zamieszkałych przez co najmniej 50 tys. mieszkańców, jeżeli łączna liczba spraw cywilnych, karnych oraz rodzinnych i nieletnich wpływających do niego wynosi co najmniej 5 tys. w ciągu roku kalendarzowego. Ustalone w ustawie kryteria spełnia dziś 41 jednostek sądowych spośród tych, które zostały przekształcone w wydziały zamiejscowe sąsiednich sądów.

Na obowiązkowym powrocie takiej liczby sądów reorganizacja nie musi się jednak zakończyć. Nowela przewiduje bowiem, że minister sprawiedliwości może utworzyć sąd dla obszaru, gdzie jest do załatwienia 5 tys. spraw, ale nie mieszka tam 50 tys. obywateli. A takich jednostek jest dziś 17. Zanim jednak do tego dojdzie, trzeba będzie przyjrzeć się wszystkim zlikwidowanym sądom i miastom, w których one działały, pod kątem liczby mieszkańców i obciążenia sprawami. Dopiero po tym minister wyda akty wykonawcze dostosowujące strukturę organizacyjną sądownictwa powszechnego do wyżej wymienionych kryteriów. Na utworzenie wszystkich tych sądów ma on pół roku.

Nauka na przyszłość

Tak więc po wielomiesięcznej i żenującej awanturze związanej ze zniesieniem małych sądów oraz po długotrwałej i zażartej batalii o ich restytucję wracają one po dwuletniej przerwie na mapę polskiego sądownictwa. Powitamy je z satysfakcją 1 stycznia 2015 r.

Bez wątpienia likwidacja małych sądów została przeprowadzona arbitralnie i wbrew części społeczeństwa, o czym świadczyły liczne uchwały i rezolucje jednostek samorządu terytorialnego oraz związane z tym protesty społeczne. W ich obronie zebrano 150 tys. podpisów obywateli. Tymczasem zmiany organizacyjne sądownictwa można było wprowadzić bez zbędnych niepokojów społecznych i konfliktowania lokalnych wspólnot, które – jak się okazało – nie pogodziły się z tym, że na ich terenie nie ma sądu. Zniesienie sądu jest bowiem postrzegane jako utrata prestiżu miejscowości i pogłębienie poczucia jej prowincjonalności. Nie sposób przecenić ogromnego znaczenia kulturowego sądów dla społeczności lokalnych oraz faktu, że wokół nich tworzy się inteligenckie środowisko prawnicze.

Dobrze by było, żeby nasi decydenci zdawali sobie z tego sprawę, gdyż sądy rejonowe to symbol sprawiedliwości, są blisko ludzi i są dla nich najważniejsze, pochylają się nad ich sprawami (załatwiają ponad 80 proc. wszystkich spraw) i trzeba je chronić za wszelką cenę.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w byłym Sądzie Rejonowym w Choszcznie, był prezesem tego sądu w latach 1994–2006

1 stycznia 2013 r. pożegnaliśmy 79 sądów rejonowych (około 25 proc. ich ogólnej liczby), zniesionych przez byłego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina z nieracjonalnych powodów, dla zrealizowania politycznych ambicji. Argumenty przedstawiane na uzasadnienie tego przedsięwzięcia były wybiórcze, nie znajdowały oparcia w rzeczywistości, były też wzajemnie sprzeczne. Wbrew zapewnieniom ministra, zniesienie sądu nie było zmianą jego nazwy, ale likwidacją i wcieleniem obszaru właściwości do innego sądu. Nie spowodowało przyspieszenia rozpoznawania spraw, a wręcz przeciwnie, wydłużyło je. Zlekceważono w ten sposób potrzeby lokalnych społeczności, które były zadowolone ze sprawnie funkcjonujących sądów na ich terenie.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi