1 stycznia 2013 r. pożegnaliśmy 79 sądów rejonowych (około 25 proc. ich ogólnej liczby), zniesionych przez byłego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina z nieracjonalnych powodów, dla zrealizowania politycznych ambicji. Argumenty przedstawiane na uzasadnienie tego przedsięwzięcia były wybiórcze, nie znajdowały oparcia w rzeczywistości, były też wzajemnie sprzeczne. Wbrew zapewnieniom ministra, zniesienie sądu nie było zmianą jego nazwy, ale likwidacją i wcieleniem obszaru właściwości do innego sądu. Nie spowodowało przyspieszenia rozpoznawania spraw, a wręcz przeciwnie, wydłużyło je. Zlekceważono w ten sposób potrzeby lokalnych społeczności, które były zadowolone ze sprawnie funkcjonujących sądów na ich terenie.
Tak zwana reorganizacja sądów w każdym razie została źle przygotowana i jeszcze gorzej przeprowadzona; przyniosła więcej szkody niż pożytku. Ówczesny minister stworzył bowiem zagrożenie dla standardów i wartości podlegających konstytucyjnej ochronie. Podjął działania bez poszanowania konstytucyjnej niezależności władzy sądowniczej oraz marginalizując jej ustrojową pozycję.
Chaos ?zamiast korzyści
Zniesienie sądów rejonowych zamiast oczekiwanych korzyści wywołało niepotrzebny chaos w działalności wymiaru sprawiedliwości. W wyniku reorganizacji decyzje o przeniesieniu na inne miejsce służbowe zostały wydane, bez zgody zainteresowanych, w stosunku do 545 sędziów. Żadnej z nich nie wydał osobiście minister, podpisali je w jego zastępstwie, niezgodnie z prawem, podsekretarze stanu. W związku z tym aż ponad 320 sędziów odwołało się od nich do Sądu Najwyższego, a 89 chciało przejść w stan spoczynku. Odwołania te do dzisiaj nie zostały rozpoznane (sic!), gdyż Trybunał Konstytucyjny musi najpierw rozstrzygnąć, czy przepis pozwalający ministrowi sprawiedliwości na przeniesienie sędziego, bez jego zgody, na inne miejsce służbowe jest zgodny z konstytucją.
Na domiar złego około 150 sędziów – przeniesionych bezprawnie na inne miejsce służbowe – z uzasadnionej obawy, że wydawane przez nich orzeczenia mogą być nieważne, wstrzymało się od orzekania na pewien czas. Gdyby nie spektakularna uchwała pełnego składu Sądu Najwyższego z 28 stycznia 2014 r., przez partactwo byłego ministra sprawiedliwości trzeba byłoby powtórzyć kilkaset tysięcy spraw, w których orzekali wadliwie przeniesieni sędziowie.
Ponadto wbrew oczekiwaniom nie udało się zasymilować wydziałów zamiejscowych z macierzystymi sądami ani zintegrować zatrudnionych tam sędziów z pozostałymi sędziami. Są przykłady na to, że w wielu wypadkach doszło do zantagonizowania stosunków między nimi a ich przełożonymi, co w jednostkowych sprawach kończyło się nawet postępowaniami dyscyplinarnymi wobec sędziów.