A jaki jest pana pogląd na zmiany w przejściu w stan spoczynku?
Pewnie nie będzie się to podobało moim kolegom, którzy zamierzają korzystać z tej nowelizacji. Przypomnijmy, była próba nowelizacji do 75 lat. Ostatecznie stanęło na 72. Ta ustawa ma swoje dobre strony, ale złych jest więcej. Dobre jest to, że doświadczony sędzia zostaje dłużej i orzeka.
Młodzież sądowa mówi jednak, że ci doświadczeni blokują im awanse. Padają też argumenty, że ta zmiana jest wprowadzana dla kilkunastu sędziów. Zwłaszcza że nie wszyscy będą orzekać do 72 lat, choćby ze względu na konieczność spełnienia dość trudnych warunków udokumentowania stanu zdrowia. Ustawodawca nałożył na sędziów obowiązek przedstawienia zaświadczenia lekarskiego, że jest się zdolnym do orzekania. Nie wyobrażam sobie, abym ja jako sędzia szedł do lekarza i prosił o potwierdzenie, że jestem zdolny do bycia sędzią. Ponadto moim zdaniem ta nowelizacja ma dwie ukryte wady, które mogą nawet świadczyć o jej niekonstytucyjności. Sędzia Sądu Najwyższego i odpowiednio sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego prawo do stanu spoczynku nabywa po dziewięciu latach pracy na stanowisku sędziego SN i po ukończeniu 60. roku życia. Teraz dzieje się tak, że w trakcie obowiązywania starych przepisów pewna grupa osób ma już prawo do stanu spoczynku. Jednocześnie zyskują prawo do orzekania nawet do 72 lat. Widzę tu ukrytą retroaktywność prawa. Przepisy powinny odnosić się tylko do tych, którzy jeszcze nie nabyli prawa do stanu spoczynku. Druga kwestia: ustawa nie reguluje sytuacji prawnej sędziów, którzy przeszli w stan spoczynku, ale nie ukończyli jeszcze 72. roku życia.
A co pan, panie profesorze, myśli o funkcjonowaniu małych sądów? Tak zwana reforma Gowina była potrzebna? Najmniejsze jednostki mają prawo bytu czy lepiej stawiać na jednostki średnie?
To zależy od wielu czynników. Trzeba brać pod uwagę liczbę spraw, mieszkańców, odległość od najbliższego sądu. To wszystko ma znaczenie. Sama reforma była pochopna i moim zdaniem niekonstytucyjna. Sędzia dostał nominację do konkretnego sądu i nie można go przenosić, gdzie się ministrowi zechce. Być może powrót, reaktywacja niektórych sądów jest tą dobrą miarą. Takie praktyczne ustalenie liczby potrzebnych sądów pozwoli sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest.
Nie ma pan czasem wrażenia, że sądownictwu najbardziej brakuje stabilizacji? Co nowy minister sprawiedliwości, to nowy pomysł na ich funkcjonowanie... Znoszą, przywracają; wprowadzają superszybkie tryby, potem z nich rezygnują... Przykłady można mnożyć.
Jeden z moich przyjaciół, który pełnił wysokie funkcje, osoba bardzo prominentna w świecie prawniczym, wielki autorytet , choć nazwiska nie przytoczę, powiedział kiedyś, że w Polsce każdy minister sprawiedliwości jest skazany na niepowodzenie. I wygląda na to, że miał rację.
Dlaczego? Brakuje pomysłu?
Nie, pomysły są. Tylko wymiar sprawiedliwości jest w istocie instytucją konserwatywną w dobrym sensie i nie można w nim za dużo zmieniać, bo to go destabilizuje. Nie podzielam opinii, że trzeba nim wstrząsnąć, zrewolucjonizować. Wszystko, tylko nie wymiar sprawiedliwości. Jestem raczej w swoich poglądach konserwatywny, ale w sensie pozytywnym. Jest jedna sprawa, w której przesadziliśmy. To się odbija i na strukturze, i na funkcjonowaniu sądów. Na prawie do sądu. Przyjęliśmy, że wszystko musi iść do sądu, tak to zresztą zapisaliśmy w konstytucji. Kognicja sądów została zbyt szeroko określona, każde odwołanie muszą rozpoznać, za dużo tego. Może niektóre sprawy można by załatwiać inaczej. Przykład? Niektóre czyny można np. zdekryminalizować i nie uważać ich za przestępstwo. Ktoś, kto np. popełni drobne wykroczenie, nie musi od razu stawać przed sądem, wystarczyłaby kara administracyjna. Dużo złej opinii sądom zrobiły też postępowania nakazowe. Miały odciążyć, ale one nie widzą człowieka. Wystarczy, że strona poda zły adres, sąd wydaje nakaz, ten wraca pod inny adres, bo ktoś np. chciał wprowadzić sąd w błąd. Strona nie ma szansy się bronić, nie odpowiada i wyrok staje się prawomocny. Dla wielu to osobisty dramat.
—rozmawiały Agata Łukaszewicz i Aleksandra Tarka
Prof. Janusz Trzciński był sędzią Trybunału Konstytucyjnego i jego wiceprezesem do 2001 roku, prezesem Naczelnego Sądu Administracyjnego w latach 2004–2010. Jest sędzią NSA w stanie spoczynku i profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Przewodniczący Stowarzyszenia Rad Stanu i Naczelnych Sądów Administracyjnych państw Unii Europejskiej w latach 2006–2008. Autor wielu opracowań naukowych i monografii z zakresu prawa konstytucyjnego. Dr h.c. Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu