Nowe prawo o aktach stanu cywilnego

Ile jeszcze potrwa ukrywanie przed obywatelami fatalnych dla nich skutków nieudolności władzy oraz igranie z losami ludzkimi? – chce wiedzieć prawnik Krzysztof Uczkiewicz.

Publikacja: 22.02.2015 07:00

Nowe prawo o aktach stanu cywilnego

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Z dniem 1 marca 2015 r. wchodzi w życie nowe prawo o aktach stanu cywilnego. Choć uchwalona w listopadzie 2014 r. ustawa obfituje w regulacje i rozwiązania bardziej szczegółowe niż poprzednie, to wtajemniczeni oraz znawcy tematu wiedzą swoje. Oto w nowym stanie prawnym znalazł się wreszcie przepis, którego brak był – i jest – przyczyną największego w ostatnim półwieczu skandalu prawnego w sprawie tak doniosłej i wrażliwej społecznie jak zawieranie małżeństw. Z wielu stron słychać, że po to głównie uchwalono całkiem nowe prawo, aby jednym niepozornym zapisem usunąć ten brak oraz zatrzeć cichaczem ślady niechlubnych i niszczycielskich dla ładu publicznego zaniedbań państwa. Chodzi tu konkretnie o przepis art. 9 ust. 2 ustawy w następującym brzmieniu: „Uprawnienia i obowiązki kierownika urzędu stanu cywilnego przysługują i są wykonywane również przez zastępcę kierownika urzędu stanu cywilnego". Czytelnik zechce wielkodusznie zignorować pocieszną kumulację błędów językowych, jakie udało się legislatorowi zmieścić w tak krótkim zdaniu, by móc się skupić na przełomowym dla całego systemu polskiego prawa znaczeniu tego przepisu.

Aby dalszy wywód był całkowicie klarowny, trzeba koniecznie przypomnieć integralną treść art. 1 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w obowiązującej do niedawna wersji z 1964 r.:

Beztroski gwałt

„Art. 1 § 1. Małżeństwo zostaje zawarte, gdy mężczyzna i kobieta jednocześnie obecni złożą przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego oświadczenia, że wstępują w związek małżeński.

§ 2. W wypadku gdy oświadczenia o wstąpieniu w związek małżeński zostały złożone bez zachowania powyższego przepisu, małżeństwo nie jest zawarte. Jeżeli jednak sporządzony został akt małżeństwa, ustalenie nieistnienia małżeństwa może nastąpić jedynie na mocy wyroku sądowego; powództwo może w tym wypadku złożyć każdy, kto ma w tym interes prawny".

Przepis ten zna na pamięć każdy praktykujący prawnik, a zapewne też każdy urzędnik stanu cywilnego. Niemniej był on i jest nadal beztrosko gwałcony w codziennej działalności urzędów stanu cywilnego w całym kraju. Naruszenie prawa polega tu na rutynowym dopuszczeniu do przyjmowania oświadczeń małżonków także zastępców kierowników usc, ku czemu nie ma żadnych podstaw prawnych. Trudno obecnie znaleźć wytłumaczenie dla tak drastycznych uchybień, a jeszcze bardziej dla powszechności i długotrwałości tej praktyki. Ma ona prawdopodobnie zakorzenienie w trwałej pamięci o procedurze zawierania małżeństw pod rządem wcześniej obowiązującego kodeksu rodzinnego z 1950 r. W myśl art. 1 § 1 tego dekretu do zawarcia małżeństwa wystarczało złożenie zgodnych oświadczeń nie przed kierownikiem usc, lecz ogólnie „przed urzędnikiem stanu cywilnego". W takim „historycznym" kontekście zastępca kierownika usc mógł być nadal inercyjnie niejako traktowany i postrzegany jako dotychczasowy „urzędnik stanu cywilnego" ze wszystkimi przynależnymi mu atrybutami.

Ani prawo o aktach stanu cywilnego z 1986 r., ani też poprzedzający je dekret z 1955 r. nie dopuszczały możliwości cedowania prerogatyw kierownika usc na jego następców. Co więcej, w obowiązującej jeszcze ustawie przepisy szczególne wyraźnie oznaczają granice kompetencji zastępców, w których nie mieści się przyjmowanie oświadczeń o wstąpieniu w związek małżeński. W myśl tych przepisów zastępca kierownika usc ma identyczne z kierownikiem uprawnienia do „czynności w zakresie rejestracji stanu cywilnego" (por. art. 6 ust. 1 ustawy z 1986 r.); może on zatem sporządzić, podpisać i zarejestrować także m.in. akt małżeństwa. Czynność odebrania oświadczeń nupturientów nie należy jednak do sfery rejestracji stanu cywilnego. W myśl cytowanej ustawy i kodeksu nikt nie może zastąpić przy tej czynności samego kierownika usc. Oświadczenia nupturientów o wstąpieniu w związek małżeński złożone w obecności zastępcy, lecz pod nieobecność kierownika usc, nie spełniają zatem warunków, od których zależy ich skuteczność w rozumieniu art. 1 § 1 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego.

To poraża

Upowszechnienie się w całym okresie od wejścia w życie kodeksu wyręczania kierowników usc przez ich zastępców przy odbieraniu oświadczeń nupturientów jest przejawem kompromitująco niskiej znajomości prawa i braku dbałości o jego przestrzeganie. Można chyba przyjąć, że niedouczeni urzędnicy nie odróżniają przyjęcia oświadczeń o wstąpieniu w związek małżeński od innych zadań powierzonych usc, traktując tę czynność po prostu jak wszystkie inne należące do wspólnej kompetencji kierownika urzędu i jego zastępców.

Ogrom groźnych społecznie skutków wykazanego tu niedołęstwa umysłowego funkcjonariuszy publicznych, sprzęgniętego z brakiem poczucia elementarnej odpowiedzialności za własne działanie, po prostu poraża. Wszystkie związki małżeńskie zawarte w kraju bez zachowania warunków z art. 1 § 1 k.r.i.o. mogą być skutecznie podważone w procesie i w konsekwencji uznane za nieistniejące mimo formalnego sporządzenia aktu małżeństwa. Trzeba przy tym wiedzieć, że roszczenie o ustalenie negatywne w omawianym aspekcie przysługuje nie tylko stronom bezpośrednio zainteresowanym, lecz również „każdemu, kto ma w tym interes prawny".

Wybrały mniejsze zło

Przerażeniu towarzyszyć jednak musi niedowierzanie, jak mogło dojść do tak długiego utrzymywania się tej bezprawnej i społecznie szkodliwej praktyki urzędów stanu cywilnego mimo stałego nadzoru sprawowanego przez państwo i jego organy wszystkich szczebli, nie wyłączając resortów rządowych, prokuratury i sądów. Wadliwość działań zastępców kierowników urzędów musiała być przecież od samego początku widoczna i oczywista dla każdego fachowca. Co się stało, że wybrana została taktyka milczenia i bezczynności akurat tam, gdzie konieczne były natychmiastowe działania naprawcze, i to w skali całego kraju? Dlaczego nie zmieniono w porę przepisów i nie potwierdzono, choćby w drodze nadzwyczajnej regulacji ustawowej, ważności nieformalnie zawartych małżeństw? Wszystko zdaje się świadczyć o tym, iż władze publiczne po prostu zlekceważyły wagę problemu i uznały dalsze tolerowanie utartej już praktyki za mniejsze zło niż konieczność przyznania się przed społeczeństwem do własnej piramidalnej nieudolności i nieodpowiedzialności, na dodatek w sferze uznanej pewnie za drugoplanową z punktu widzenia interesów i priorytetów państwa.

Nie odkrywam bynajmniej Ameryki. Wiem dobrze, iż już w latach 90. ubiegłego stulecia poruszony problem prawny był przedmiotem wystąpień obywatelskich, a także interwencji poselskich. O ile jednak heroiczna i romantyczna akcja posła Sejmu II kadencji doczekała się przynajmniej pisemnego skwitowania paraprawnym wykrętem przez jakiegoś resortowego urzędnika, o tyle głos obywatelski pozostał po prostu bez echa. Nie odezwały się również, przynajmniej publicznie, indagowane wówczas w tej sprawie najwyższe instancje kościelne.

Państwo robi uniki

Choć państwo oficjalnie nie zareagowało na te alarmy, problem nie został bynajmniej zapomniany. Przy najbliższej niebudzącej podejrzeń okazji, za jaką posłużyła konieczność nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w 1998 r. w związku z zawarciem konkordatu ze Stolicą Apostolską, dokonano niepozornej zmiany kodeksowej regulacji dotyczącej zawarcia małżeństwa. Polegała ona na przeniesieniu normatywnej treści cytowanego przepisu § 2 art. 1 k.r.i.o. do art. 2, z jednoczesnym dyskretnym pominięciem dotychczasowego zdania pierwszego w tym przepisie, dzięki czemu odświeżona norma ma obecnie następujące brzmienie:

„Art. 2. Jeśli mimo niezachowania przepisów artykułu poprzedzającego został sporządzony akt małżeństwa, każdy, kto ma w tym interes prawny, może wystąpić z powództwem o ustalenie nieistnienia małżeństwa".

Widać, że prawodawca uznał zmianę za wystarczającą do prowizorycznego przynajmniej odsunięcia groźby automatycznego unieważniania wadliwie zawartych małżeństw na drodze sądowej. Od tej pory o nieistnieniu małżeństwa rozstrzygać miały (uznaniowe?) wyroki sądów, a nie, jak dotychczas, samo prawo.

Cyceronowskie pytania

Nowelizacja k.r.i.o. z 1998 r. nie znosiła naturalnie skutków nielegalnych praktyk urzędów stanu cywilnego, lecz służyć miała jedynie utrudnieniu sądowego ustalania nieistnienia ułomnie zawartych małżeństw. Przyczyny tej wadliwości usunięto dopiero ex nunc w nowym prawie o aktach stanu cywilnego z 2014 r. przez zrównanie ustawowych kompetencji kierowników usc oraz ich zastępców. Nie zmienia to jednak w niczym niepewnej prawnie pozycji małżeństw zawartych przed wejściem w życie tej ustawy, gdyż nie przewidziano w niej żadnej formy naprawienia wcześniej popełnionych przez państwo błędów.

Obywatelskie sumienie nie pozwala milczeć wobec zdradzonej przez prawodawcę w tej sprawie dezynwoltury i cynizmu. Mimo wszelkich prawniczych skrupułów cisną się na usta cyceronowskie pytania: jak długo jeszcze państwo odwracać się będzie od ludzi i ich najważniejszych spraw? Ile potrwa jeszcze subkultura ukrywania przed obywatelami fatalnych dla nich skutków nieudolności władzy oraz igranie losami ludzkimi w nieodpowiedzialnej swawoli legislacyjnej i urzędniczej?

Pomny przestrogi płynącej z ofiary Cycerona, nie waham się jednak wystawić mojego zdania na publiczny osąd i cierpliwie oczekuję kontrfilipik od wszystkich, którzy się ze mną nie zgadzają.

Autor jest wrocławskim adwokatem

Opinie Prawne
Zacharski, Rudol: O niezależności adwokatury przed zbliżającymi się wyborami
Opinie Prawne
Tomasz Tadeusz Koncewicz: najściślejsza unia pomiędzy narodami Europy
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Dane osobowe też mają barwy polityczne
Opinie Prawne
Piotr Młgosiek: Indywidualna weryfikacja neosędziów, czyli jaka?
Opinie Prawne
Pietryga: Czy repolonizacja zamówień stanie się faktem?