Rz: O tym, że zostanie pani prawniczką, zdecydowała pani już w podstawówce.
Edyta Bielak-Jomaa: Tak. Gdy już skończyłam bawić się w nauczycielkę i wypełniać zeszyty z listami obecności i stopniami, zaczęłam myśleć o prawie. Praca na uczelni pozwoliła mi połączyć oba dziecięce marzenia. Teraz trochę tęsknię za kontaktem ze studentami. Musiałam ich zostawić na cztery lata.
Pamiętam, jak dziwiło mnie, że ludzie w czwartej klasie liceum nie wiedzą, na jakie studia chcą zdawać. Ja byłam pewna, co chcę robić.
Czy miała pani prawników w rodzinie?
Nie, nie miałam w rodzinie żadnego prawnika. Nie fascynowały mnie też amerykańskie filmy, na których o winie orzeka ława przysięgłych. Od zawsze jednak lubiłam pytać. Zawsze miałam mnóstwo wątpliwości. Świat nigdy nie wydawał mi się czarno-biały. A w prawie jest miejsce na dyskusję. Myślę, że właśnie dlatego je wybrałam.