Według Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób od początku 2017 roku do 4 lipca we Włoszech zachorowało 3346 osób; dwie zmarły. Poprzedni rząd zareagował i wprowadził obowiązek szczepień. Obecny niedawno go zniósł. Premier Matteo Salvini powiedział, że szczepienia obowiązkowe „są nieużyteczne, a mogą być groźne, jeśli nie niebezpieczne".
Z idiotycznym twierdzeniem o nieużyteczności szczepionek trudno w ogóle dyskutować, podobnie jak z teorią, że ziemia jest płaska. Co do tzw. zagrożenia dla zdrowia, to istnienie niepożądanych odczynów poszczepiennych nie jest negowane, występują one jednak bardzo rzadko. Amerykańskie badania mówią na przykład, że naprawdę groźne odczyny w przypadku jednej z najpopularniejszych szczepionek występują nie częściej niż raz na milion. Dla lekarzy jest więc oczywiste, że należy takie ryzyko zaakceptować w imię zdrowia całej populacji. Tylko że na Zachodzie zwykli ludzie i politycy coraz rzadziej zastanawiają się nad jakąś „populacją" czy też „dobrem społecznym". Nawet ci, którzy jak Salvini tęsknią do nacjonalizmów, mają w sobie sporą dawkę libertarianizmu, co w życiu społecznym owocuje często egoizmem. „Dlaczego moje dziecko ma się narażać na powikłania, choćby występowały raz na milion? Niech inni szczepią" – myślą antyszczepionkowcy.
Salvini bywa rytualnie porównywany do faszystów. On i podobni antysystemowcy przejawiają jednak tak naprawdę skrajnie inne postawy. Ich antyglobalistyczny lokalizm jest bardzo odległy od kolektywizmu. Dla włoskich faszystów to populacja była przecież wszystkim, a jednostka niczym, co też miało swoje bardzo złe konsekwencje. To jednak nie przypadek, że pierwsze w historii Włoch obowiązkowe szczepienia (przeciwko błonicy) wprowadzono w 1939 r. O ile więc postać Benita Mussoliniego każe zastanowić się nad granicami władzy państwa, o tyle postawa Salviniego – nad granicami wolności obywateli.
Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WE