Jedną z najlepszych metafor polskiej transformacji wydaje mi się kserokopiarka, którą wymyślił kilka lat temu Dariusz Karłowicz. Kopiujmy najlepsze rozwiązania, dzięki czemu będzie u nas „jak w Europie" albo „jak na Zachodzie". Całkiem niedawno mieliśmy zresztą fetę na cześć kserokopiarki, w związku z 30-leciem reformy Balcerowicza.
Ówczesny wicepremier do dziś zresztą nie zrozumiał, że popełnił wtedy jakieś błędy. Nikt mu nawet nie stawia pytań, które mogłyby postawić miliony pracowników PGR-ów i ich rodziny skazane wtedy na nędzę. Nie jestem ekonomistą, może nie dało się ratować państwowego rolnictwa, ale z pewnością należało się zastanowić nad losem tych ludzi. Ale gospodarka kopiująca rozwiązania szkoły chicagowskiej to jedno. „Tak jak na Zachodzie", zdaniem znacznej części ówczesnych elit, miało być też w innych sferach. W kulturze, obyczajach, życiu społecznym. Mieliśmy zapomnieć o przeszłości i wybrać przyszłość, jak głosił w swojej kampanii prezydenckiej Aleksander Kwaśniewski.
Piszę te słowa a propos oscarowej nominacji dla „Bożego Ciała" Jana Komasy, filmu naprawdę wybitnego, który zachwyca krytyków na całym świecie swoją głębią i oryginalnością. Jego tematem jest przecież wyjątkowy splot polskiej obyczajowości i religijności, katolicyzmu i wspólnotowości w czasach kultury konsumpcyjnej, która takim wartościom nie sprzyja. A jednocześnie jest to obraz zrozumiały dla człowieka żyjącego pod każdą szerokością geograficzną, bo opowiada o wspólnych nam wszystkim potrzebach duchowych i poszukiwaniu sensu. Co najważniejsze, twórcy, którzy mogliby z tej historii zrobić tanią antykościelną agitkę, traktują religię i potrzebę wiary bohaterów z szacunkiem.
Taki film mógł powstać tylko w Polsce. Tak jak tylko w naszym kraju mogła zostać nakręcona „Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego i napisane „Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk. Dzieła artystów, którym polska kultura zawdzięcza w ostatnich miesiącach wspaniałą passę. Świat jakoś nie chce oglądać polskich komedii romantycznych i słuchać krajowych podróbek amerykańskiego popu. Na szczęście w kulturze kserokopiarka się nie sprawdza.
Autor jest publicystą Programu III Polskiego Radia