Nie wydaje się, by przesłanki do udzielenia na to pytanie kategorycznej odpowiedzi były wystarczające. Na pewno jednak sytuacja różni się poważnie od tej po 2008 r. Są sektory gospodarki (transport, gastronomia, hotelarstwo i kilka innych), których aktywności, przynajmniej w krótkim i średnim okresie, nie da się pobudzić bodźcami popytowymi. Trzeba generalnie przyjąć, że reakcja podaży na stymulację popytu będzie ograniczona. Przede wszystkim nie wiemy jednak, jaka będzie dynamika pandemii w dłuższym okresie w Europie oraz Stanach Zjednoczonych i czy przeniesie się do Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki.
Zbyt silne stymulowanie popytowe niesie obecnie większe (niż w okresie po 2008 r.) zagrożenie inflacją. Nie bez znaczenia jest fakt, że mamy dość wysoką inflację już w okresie wyjściowym. W dłuższym okresie trzeba brać pod uwagę problem zadłużenia. Wprawdzie Polska ma relatywnie niski wyjściowy poziom zadłużenia państwa (poniżej 50 proc. PKB) i – mimo wszystko – niezłą wyjściową sytuację sektora finansów publicznych, ale nasza gospodarka ciągle należy jednak do kategorii rynków wschodzących. Wzrost zadłużenia stosunkowo łatwo może się więc przyczynić do spadku wartości złotówki, co byłoby równoznaczne z powiększeniem kosztów obsługi długu i także stymulowałoby inflację.
Biorąc pod uwagę wspomniane wyżej uwarunkowania, nie ma mocnych przesłanek, by program rządowej tarczy ocenić zdecydowanie krytycznie ze względu na zbyt skromny zakres zwolnień i dodatkowych wydatków – szczególnie jeżeli przyjmiemy, że z samego założenia jest on instrumentem działania doraźnego. Uzasadniona zdaje się raczej krytyka jego złożoności i formalizmu, ale alternatywą jest większy zakres dyskrecjonalnych decyzji organów administracyjnych. Więcej wątpliwości rodzi perspektywa sfinansowania programu.
Są różne możliwości
Ogłoszenie przez Narodowy Bank Polski, że będzie skupować rządowe papiery dłużne na wtórnym rynku, jest de facto (choć nieformalnie) decyzją o finansowaniu wydatków państwowych przez bank centralny. Leszek Balcerowicz w „Rzeczpospolitej" z 26 marca pisał: „Nie można (...) dopuścić do tego, by NBP, łamiąc konstytucję, weszło na drogę masowego drukowania pieniędzy dla finansowania wydatków rządu". Problem w tym, że nawet ten zestaw działań rządowych, który krytycy uznają za niedostateczny, nieuchronnie generuje duży deficyt (5 proc. PKB?), który trudny jest do sfinansowania wyłącznie komercyjnymi pożyczkami, a w każdym razie takie jego finansowanie musiałoby być bardzo kosztowne. Zatem nawet gdy przyjmujemy, że – co do zasady – bank centralny nie powinien finansować wydatków rządowych, w obecnej sytuacji należy zaakceptować ryzyko płynące ze złamania tej zasady. Oczywiście pod warunkiem, że skala tego finansowania nie jest ogromna. Konieczne jest poszukiwanie zarówno zredukowania niektórych wydatków, jak i zwiększenia niektórych dochodów. Istnieją takie możliwości.
Podatki muszą wzrosnąć
Nie widzę przeszkód dla ograniczenia (nie likwidacji!) programu 500+. Rezygnacja z kryterium dochodowego przy przyznawaniu tego świadczenia na pierwsze dziecko była rezultatem czysto politycznej rywalizacji. O rozszerzeniu programu zdecydowało Prawo i Sprawiedliwość, ale domagała się tego PO. Zmiana ustanowiła dla generalnie zamożnych gospodarstw domowych dotację państwa, która jest finansowana z podatków w większości uboższych obywateli. W pewnym zakresie ta ocena stosuje się również do świadczeń w postaci 13. i 14. emerytury. Należą się one nie tylko emerytom w trudnej sytuacji materialnej, ale też grupie – relatywnie niewielkiej – emerytów zamożnych przede wszystkim z racji dodatkowych dochodów (z pracy lub „z kapitału"). Dodatkowe świadczenia emerytalne także powinny być przyznawane na podstawie kryterium dochodowego.
Polski system podatkowy jest generalnie degresywny. Czy więc w nadzwyczajnej sytuacji, w jakiej się znajdujemy, przywileje najzamożniejszych obywateli nie powinny być znacząco ograniczone? Pytanie wydaje się retoryczne, ale przecież to nie przypadek, że ani rząd, ani opozycja tego postulatu nie podnoszą. Taka możliwość jednak istnieje. Rozstrzygający jest wybór polityczny. Nie tylko w tej kwestii.