Lewicowi politycy wrócili na medialne czołówki. Telewizje informacyjne przez kilka dni entuzjazmowały się ekscentrycznymi, i nie ma co ukrywać, niegrzeszącymi szczególną kompetencją wypowiedziami posłanki LiD Joanny Senyszyn czy posłów Janusza Zemkego, Jerzego Wenderlicha, a nawet przewodniczącego Wojciecha Olejniczaka. Wszyscy oni zatroszczyli się o Kościół i jego doczesne obowiązki, komentowali stan duchowy katolicyzmu, omawiali szczegółowo, czym biskupi powinni, a czym nie powinni się zajmować, a przede wszystkim bronili świeckości (tak jak oni ją rozumieją) państwa.
Pozorowana nowoczesna lewicowość, skrywająca często zwyczajny polityczny i towarzyski cynizm, jest skuteczną metodą pozyskiwania uwagi mediów
Świątynia Opatrzności Bożej, sprawa religii na maturze czy refundowanie z budżetu państwa zapłodnienia in vitro (a zwłaszcza jednoznacznych wypowiedzi biskupów) na jakiś czas przesłoniły problemy lewicy i kompletny brak wizji jej dalszego rozwoju. Antyklerykalizm połączony z peerelowskimi resentymentami stał się nowym fundamentem, jeśli nie programowym, to przynajmniej marketingowym polskiej lewicy. Nie mogąc się różnić od pozostałych partii programem gospodarczym czy politycznym, lewica postanowiła różnić się stosunkiem do religii w ogóle, a do Kościoła katolickiego w szczególności. Jednym słowem – spory światopoglądowe przywróciły lewicy rację bytu.
LiD, czyli układ postpezetpeerowski rozproszony obecnie w kilku organizmach, walczy nie o trwałe i dobre miejsce na mapie politycznej nawet, ale o przetrwanie. Sondaże coraz częściej umieszczają nowy twór polskiej lewicy w okolicach progu wyborczego. Wielu czołowych lewicowców już znalazło się poza Sejmem i muszą zadowolić się publicystyką (Piotr Gadzinowski) albo działalnością społeczną (Katarzyna Piekarska). Innym, choć jeszcze są w Sejmie, widmo powtórzenia losów nie mniej znanych kolegów coraz częściej zagląda w oczy. Platforma Obywatelska bowiem wciąż przyciąga postępową część dawnego elektoratu lewicy, a Prawo i Sprawiedliwość jego część społeczną. Skutek jest taki, że przy LiD pozostaje albo najtwardszy elektorat postkomunistyczny, albo najwierniejsi z wiernych dawnej Unii Wolności.
Wytyczenie nowych linii sporu w debacie publicznej przez dwie główne partie sceny politycznej sprawia też, że coraz mniej miejsca pozostaje na inne głosy. Konserwatywna, narodowa i chrześcijańska prawica już znalazła się poza parlamentem, zastąpiona przez ludową centroprawicę spod znaku PiS. A podobny los, jeśli nic się nie zmieni, może spotkać także „skrajną” postkomunistyczną postępową lewicę, która może zostać zastąpiona przez bardziej umiarkowaną i nieskażoną uwikłaniem w komunizm Platformę Obywatelską.