Antyklerykalny lifting lewicy

Joanna Senyszyn czy Janusz Zemke żądając refundacji zapłodnienia in vitro mogą sprawiać wrażenie, że są polską odmianą hiszpańskich zapaterystów. Ale to tylko pozory – ich zapateryzm ma charakter wyłącznie sondażowy – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 16.01.2008 03:10

Antyklerykalny lifting lewicy

Foto: Rzeczpospolita

Lewicowi politycy wrócili na medialne czołówki. Telewizje informacyjne przez kilka dni entuzjazmowały się ekscentrycznymi, i nie ma co ukrywać, niegrzeszącymi szczególną kompetencją wypowiedziami posłanki LiD Joanny Senyszyn czy posłów Janusza Zemkego, Jerzego Wenderlicha, a nawet przewodniczącego Wojciecha Olejniczaka. Wszyscy oni zatroszczyli się o Kościół i jego doczesne obowiązki, komentowali stan duchowy katolicyzmu, omawiali szczegółowo, czym biskupi powinni, a czym nie powinni się zajmować, a przede wszystkim bronili świeckości (tak jak oni ją rozumieją) państwa.

Pozorowana nowoczesna lewicowość, skrywająca często zwyczajny polityczny i towarzyski cynizm, jest skuteczną metodą pozyskiwania uwagi mediów

Świątynia Opatrzności Bożej, sprawa religii na maturze czy refundowanie z budżetu państwa zapłodnienia in vitro (a zwłaszcza jednoznacznych wypowiedzi biskupów) na jakiś czas przesłoniły problemy lewicy i kompletny brak wizji jej dalszego rozwoju. Antyklerykalizm połączony z peerelowskimi resentymentami stał się nowym fundamentem, jeśli nie programowym, to przynajmniej marketingowym polskiej lewicy. Nie mogąc się różnić od pozostałych partii programem gospodarczym czy politycznym, lewica postanowiła różnić się stosunkiem do religii w ogóle, a do Kościoła katolickiego w szczególności. Jednym słowem – spory światopoglądowe przywróciły lewicy rację bytu.

LiD, czyli układ postpezetpeerowski rozproszony obecnie w kilku organizmach, walczy nie o trwałe i dobre miejsce na mapie politycznej nawet, ale o przetrwanie. Sondaże coraz częściej umieszczają nowy twór polskiej lewicy w okolicach progu wyborczego. Wielu czołowych lewicowców już znalazło się poza Sejmem i muszą zadowolić się publicystyką (Piotr Gadzinowski) albo działalnością społeczną (Katarzyna Piekarska). Innym, choć jeszcze są w Sejmie, widmo powtórzenia losów nie mniej znanych kolegów coraz częściej zagląda w oczy. Platforma Obywatelska bowiem wciąż przyciąga postępową część dawnego elektoratu lewicy, a Prawo i Sprawiedliwość jego część społeczną. Skutek jest taki, że przy LiD pozostaje albo najtwardszy elektorat postkomunistyczny, albo najwierniejsi z wiernych dawnej Unii Wolności.

Wytyczenie nowych linii sporu w debacie publicznej przez dwie główne partie sceny politycznej sprawia też, że coraz mniej miejsca pozostaje na inne głosy. Konserwatywna, narodowa i chrześcijańska prawica już znalazła się poza parlamentem, zastąpiona przez ludową centroprawicę spod znaku PiS. A podobny los, jeśli nic się nie zmieni, może spotkać także „skrajną” postkomunistyczną postępową lewicę, która może zostać zastąpiona przez bardziej umiarkowaną i nieskażoną uwikłaniem w komunizm Platformę Obywatelską.

To tym bardziej prawdopodobne, że na razie lewica nie wydaje się mieć pomysłu ani na swoje bycie w opozycji, ani na powrót do rządzenia. Pomysł, by być anty-PiS-em bardziej niż PO – nie zdaje na razie egzaminu; odwoływanie się do resentymentów PRL-owskich – jak pokazał przykład Leszka Millera – jest jeszcze mniej skuteczne; a rywalizowanie z PiS, a powoli także z rządem, w kwestiach rozwiązań socjalnych jest na razie ponad intelektualne i programowe siły polskiej lewicy.

Pozostaje więc wygodny, i dostarczający taniego poklasku, a także całkowicie niezagospodarowany politycznie elektorat „Faktów i Mitów” czy tygodnika „Nie” Jerzego Urbana.

Granie kartą antyklerykalną, określaną dla niepoznaki obroną neutralności światopoglądowej państwa czy walką o prawa niewierzących, skutecznie może budować medialny obraz LiD, a także uwiarygodnić go w oczach zagranicznych partnerów.

Lewica zachodnia bowiem od wielu lat gra kartą unowocześniania państwa oraz wrogości wobec zakazów i ograniczeń narzucanych wolnym jednostkom przez instytucje kościelne. Joanna Senyszyn, Janusz Zemke czy Jerzy Wenderlich, domagając się refundacji zapłodnienia in vitro czy zmiany ustawy chroniącej życie, mogą więc sprawiać wrażenie polskiej wersji hiszpańskich zapaterystów. Określenie „sprawiać wrażenie” jest tu jak najbardziej celowe.

O ile bowiem Zapatero ma wizję zmian, ku którym powinna zmierzać Hiszpania, potrafi przedstawić projekt wymarzonej przyszłości, a jego kolejne decyzje czy nawet ataki na Kościół wpisują się w ideologiczny projekt, o tyle wśród polskich lewicowców trudno dostrzec choćby kształt takiego projektu. Ich postępowość, lewicowość czy zapateryzm jest czysto sondażowy. Gdy wyczuwają, że jakiś temat może chwycić, to zaczynają o nim mówić, często zresztą nie mając o nim zielonego pojęcia.

Przykładem może być Jerzy Wenderlich tłumaczący na antenie Radia TOK FM, że lewica nie podnosiła wcześniej postulatu refundowania zapłodnienia in vitro, bo jest to nowa metoda leczenia i wcześniej nie było o niej słychać…

Pozorowana nowoczesna lewicowość, skrywająca często zwyczajny polityczny i towarzyski cynizm, jest jednak skuteczną metodą pozyskiwania uwagi mediów. Politycy LiD atakujący Kościół są wygodnym elementem newsowej układanki, której podstawowym założeniem jest konieczność pokazania dwóch stanowisk. Jeśli w jakiejś kwestii politycy PO i PiS mówią jednym głosem (a tak mimo wielu różnic jest zwykle w kwestiach kościelnych), to dziennikarze udadzą się po komentarz do polityka LiD, który nie sprawi im zawodu i uderzy pałką w Kościół, a kijem w klerykalnych polityków prawicowej koalicji i opozycji. Dzięki temu zapomniane już nieco twarze postkomunistycznych tuzów powrócą, choćby przez moment, na czołówki medialne. Wyciszenie zaś tych sporów oznaczałoby ich powolne pokrywanie się kurzem.

Lewica może się stać w rękach części wpływowych mediów biczem na Platformę. To może stanowić jej szansę, ale w nie mniejszym stopniu także jej zagrożenie. Kwestie światopoglądowe powracające za sprawą wątpliwości rzecznika praw obywatelskich czy postulaty liberalizacji rozmaitych rozwiązań prawnych w Polsce stawianych przez wpływową prasę będą musiały być podejmowane. Chowanie głowy w piasek, pozorowane rozwiązywanie problemów poprzez ich przesuwanie na później, doprowadzić mogą tylko do wzmocnienia medialnych nacisków na rząd i partię rządzącą. Ich celem będzie liberalizacja prawa w Polsce i ograniczenie roli Kościoła.

Jeśli PO nie zdecyduje się na przesunięcie ku postępowej w kwestiach światopoglądowych lewicy, zawiśnie nad nią groźba przesunięcia medialnych sympatii bardziej na lewo, w kierunku LiD. I zapewne na to liczą politycy lewicy pragnący zająć miejsce Donalda Tuska w sercach i umysłach wielu potentatów medialnych i dziennikarzy. Tyle tylko, że po pierwsze – rola kija nie daje specjalnych możliwości rozwoju politycznego, a po drugie – według wielu Polaków tematy światopoglądowe są tematami zastępczymi, a nie rzeczywistymi. Boleśnie przekonali się o tym pozostający po drugiej stronie sceny politycznej Marek Jurek i Prawica Rzeczypospolitej.

Przesadne zaangażowanie w grę antyklerykalizmem może na trwałe zepchnąć LiD do politycznego skansenu „odrzuconych radykalizmów”. Czytelnicy blogu Joanny Senyszyn czy „Faktów i Mitów”, choć stanowią niemałą grupę wyborców, to przez zdecydowaną większość Polaków odbierani są jako lustrzane odbicie LPR i mogą zostać napiętnowani jako oszołomy i radykałowie.

A tego typu łatka dodana do politycznej przeszłości LiD nie pomoże, przynajmniej w najbliższych latach, w odrodzeniu polskiej lewicy, czy to w postkomunistycznym, czy jakimkolwiek innym wydaniu. Wyraźna nadaktywność medialna Joanny Senyszyn czy Jerzego Wenderlicha może się więc okazać raczej przedśmiertnymi skurczami niż początkiem ich powrotu do wielkiej polityki.

Lewicowi politycy wrócili na medialne czołówki. Telewizje informacyjne przez kilka dni entuzjazmowały się ekscentrycznymi, i nie ma co ukrywać, niegrzeszącymi szczególną kompetencją wypowiedziami posłanki LiD Joanny Senyszyn czy posłów Janusza Zemkego, Jerzego Wenderlicha, a nawet przewodniczącego Wojciecha Olejniczaka. Wszyscy oni zatroszczyli się o Kościół i jego doczesne obowiązki, komentowali stan duchowy katolicyzmu, omawiali szczegółowo, czym biskupi powinni, a czym nie powinni się zajmować, a przede wszystkim bronili świeckości (tak jak oni ją rozumieją) państwa.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?