Bez histerii w sprawie Euro 2012

Dziś wielka impreza sportowa to także walka o wspomnienia tych, którzy do nas przyjadą. Powinni zapamiętać autostrady, nowoczesne lotniska oraz dobre i niedrogie hotele – pisze szef działu sportowego „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 01.02.2008 01:24

Przyznanie Polsce i Ukrainie prawa organizacji Euro 2012 było od początku decyzją ryzykowną z uwagi na nasze zapóźnienie cywilizacyjne w stosunku do Zachodu. Ci, którzy ową decyzję podejmowali, z pewnością zdawali sobie z tego sprawę. Wielkie organizacje rządzące światowym sportem ostatnio zrezygnowały jednak z bezpiecznych wyborów na rzecz takich, które mogą zmienić świat.

Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) mundial 2010 dała Republice Południowej Afryki, Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) pomimo wielu protestów przyznał tegoroczne letnie igrzyska Pekinowi, a Europejska Unia Piłkarska (UEFA) zrobiła niespodziankę nam i Ukraińcom, choć Włosi byli już tak pewni swego, że praktycznie powoływali komitet organizacyjny. Są to wszystko decyzje pokazujące, że sport to już nie zabawa, lecz przede wszystkim biznes i polityka.

Kiedy szef Ukraińskiej Federacji Piłkarskiej Hrihorij Surkis wymyślił polsko-ukraińską kandydaturę, mało kto wierzył w powodzenie tego projektu, nie było żadnych poważnych przygotowań. Pomysł rodził się wprawdzie w czasach polityczno-futbolowej gorączki, ale związanej przede wszystkim z walką z korupcją w naszej lidze. Decyzja UEFA sprawiła, że prezes PZPN Michał Listkiewicz w ciągu jednego dnia ze zwierzyny łownej stał się ojcem polskiego Euro i sojusznikiem w szlachetnej sprawie. To była sytuacja trudna do zaakceptowania dla pozostającego stanowczo zbyt długo na stanowisku ministra sportu Tomasza Lipca. Dopiero jego następczyni Elżbieta Jakubiak zaczęła energicznie działać i naprawdę poczuliśmy, że Euro to nasza narodowa sprawa.

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że od kwietnia 2007, gdy zapadła decyzja w Cardiff, zrobiono za mało i upomnienia ze strony UEFA są uzasadnione, ale histeria, że mogą nam zabrać Euro, to przesada. Tego typu ostrzeżenia wysyłano do organizatorów wielu imprez. Przypomnijmy sobie żarty całej europejskiej prasy z Greków, którzy nocą leją asfalt, grzejąc go w cieple płonącego już olimpijskiego znicza. Byłem w Atenach na trzy miesiące przed olimpiadą 2004 i naprawdę nie odniosłem wrażenia, że wszystko idzie zgodnie z planem, a letnie igrzyska to impreza o wiele bardziej skomplikowana niż Euro czy mundial.

Po tym, jak reagujemy na najdrobniejszą krytykę, nawet na zaczepki jak ta, której autorem był ostatnio szef włoskiej ligi piłkarskiej Antonio Matarrese (jego krytyczne słowa wobec Polski i Ukrainy zresztą przekręcono), widać, że w nas samych żywy jest wciąż strach, czy damy radę. Nikt nie zadał pytania, kim jest Matarrese (to ktoś taki jak u nas Andrzej Rusko, szef spółki Ekstraklasa SA), w czyim imieniu przemawia i czy nie jest to czasem jego prywatna opinia.

Ze sportowego punktu widzenia mistrzostwa Europy trudno zepsuć: wystarczy wybudować areny, a o resztę zadbają już sportowcy i telewizja

Włosi mają zresztą powody, by krytykować decyzje UEFA, bo sporo na tym stracili. Na podstawie tej jednej błędnie zacytowanej wypowiedzi niektóre polskie media przekonywały, że Europa nie wierzy w polsko-ukraińskie Euro. Sami strzelamy sobie samobójcze gole, a politycy PiS i PO już zaczynają tę sprawę wykorzystywać do bieżącej politycznej walki, jakby mało było okazji do polemik w sprawach lekarzy, celników czy nauczycieli.Każdy, kto był na wielkiej sportowej imprezie, wie, że są takie, które wspominamy przez całe życie, ale bywają też igrzyska czy mundiale, po których z ulgą wsiadamy do powrotnego samolotu.

Ze sportowego punktu widzenia wielką imprezę trudno zepsuć: wystarczy wybudować areny, a o resztę zadbają już sportowcy i telewizja. Ale ważniejsza walka toczy się poza boiskiem. Jest to walka o wspomnienia tych, którzy do nas przyjadą i może jeszcze zechcą wrócić. Powinni zapamiętać autostrady z Warszawy do Gdańska i Wrocławia, nowoczesne lotniska, dobre i niezbyt drogie hotele i to, że obok stadionu był park, a nie skład węgla i papy.

Pod tym względem Francuzi, Holendrzy czy Niemcy nie mieliby prawie nic do zyskania. Włosi przegrali Euro, ale gdyby wygrali, w ich życiu, a nawet w ich futbolu też niewiele by się zmieniło. My gramy o znacznie większą stawkę. Euro 2012 powinno zmienić Polskę, tak jak igrzyska w Barcelonie (1992) zmieniły Katalonię, Euro 2004 Portugalię i jak tegoroczne igrzyska zmieniły Chiny, a najbliższy mundial – miejmy nadzieję – zmieni RPA.O letnich igrzyskach na razie nie mamy co marzyć, o mundialu również. Dostaliśmy natomiast prezent na naszą miarę, mamy piłkę przy nodze i albo zagramy tak jak piłkarze Pawła Janasa na niemieckim mundialu, a wtedy będzie słychać śmiech, albo jak podopieczni Leo Beenhakkera z Portugalią i awansujemy do tej Europy, której można oddać bez obaw każdą imprezę.Dobrze by nam to zrobiło. Bardzo bym chciał doczekać czasów, gdy opinia pana Matarrese o naszych problemach będzie dla nas równie ważna jak opinia pana Ruski na temat włoskich kłopotów dla mieszkańca Rzymu. Droga do tej satysfakcji jest prostsza, niż mogliśmy przypuszczać, zanim dostaliśmy Euro: ta impreza musi nam się udać, a resztę zrobi już futbol, jego wielka magia i jeszcze większa siła rażenia.

Przyznanie Polsce i Ukrainie prawa organizacji Euro 2012 było od początku decyzją ryzykowną z uwagi na nasze zapóźnienie cywilizacyjne w stosunku do Zachodu. Ci, którzy ową decyzję podejmowali, z pewnością zdawali sobie z tego sprawę. Wielkie organizacje rządzące światowym sportem ostatnio zrezygnowały jednak z bezpiecznych wyborów na rzecz takich, które mogą zmienić świat.

Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) mundial 2010 dała Republice Południowej Afryki, Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) pomimo wielu protestów przyznał tegoroczne letnie igrzyska Pekinowi, a Europejska Unia Piłkarska (UEFA) zrobiła niespodziankę nam i Ukraińcom, choć Włosi byli już tak pewni swego, że praktycznie powoływali komitet organizacyjny. Są to wszystko decyzje pokazujące, że sport to już nie zabawa, lecz przede wszystkim biznes i polityka.

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?