Opowieść, którą zaserwował premier Donald Tusk w 3,5-godzinnym exposé, i kilkuminutowe orędzie prezydenta Lecha Kaczyńskiego były w jednym podobne. Czerpały z potrzeby odbiorców, aby opowiedzieć im prostymi słowami ciekawą historię. Zapowiedzieć cud, rozwój i opiekę. Albo bez gmatwaniny trudnych słów wyjaśnić, o co chodzi w traktacie lizbońskim. Kto przyjaciel, kto wróg i kto panuje nad sytuacją. To opowieści wygrywają dziś wybory, promują partie i ludzi.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu – w świecie przedtelewizyjnym – najważniejsze były idee. I produkty. Nieważne jak opakowane, najważniejszy był ich smak. Masło smakowało jak masło, czekolada jak czekolada, a polityk mówił to, co myślał, na nic nie bacząc.Potem nadszedł kult brand image. Wizerunku pojmowanego w najprostszy sposób. Produkty straciły na jakości, zyskiwały na opakowaniu. Agencje reklamowe zaczęły dostarczać logo partiom, zaś styliści – nowe oprawki okularów przyszłym mężom stanu. Nie tyle potrzebne do czytania książek, co nadające inteligencki sznyt. Zaczął się czas spin doktorów. Na krótko.Epoka spin doktorów właśnie odchodzi w przeszłość. W marketingu politycznym zaczął się wiek opowieści. Wybory prezydenckie we Francji i parlamentarne w Hiszpanii wygrywali już nie spin doktorzy, ale story spinnersi zwani też mythmakerami – twórcy ciekawych historii sprzedających osobę, partię czy kraj.
To wyższa szkoła jazdy. Tworzenie historii, opowieści, mitów, świadectw cudów (vide źródłosłów propagandy) chętnie przekazywanych z ust do ust, świadomie budujących napięcie. Historie i opowieści przyrządzone przez Henri Guaino wygrały prezydenturę dla Nicolasa Sarkozy’ego, najlepsza w Europie ekipa story spinnersów wygrała ostatnie wybory dla hiszpańskich socjalistów, zaś ekipa Karla Rove pracująca w Stanach, posługując się strategią Szeherezady, odbudowuje pozycję Ameryki w świecie po zamachach 11 września.
– Zapomnijcie o tradycyjnym marketingu skoncentrowanym na marce – ostrzegał nie tak dawno marketingowców, także politycznych, William Ryan, twórca wizerunku iMaca. – Wchodzimy w wiek opowieści, w którym najważniejsze będzie to, jak firma i ludzie opowiadać będą o sobie, jak najskuteczniej, z jak największą wiarygodnością.Swoją historię muszą mieć dziś i partyjni liderzy, i formacje. Kto własnej ciekawej opowieści nie ma, ten wypada z gry.
Ciekawą opowieścią była historia cudu obiecanego przez Donalda Tuska. Narysowana lekką kreską, niosąca oddech i rozbudzająca nadzieję na zmiany, posiłkująca się obrazami upokorzonych młodych Polaków, zmuszonych do wyjazdu na zmywaki do Irlandii i Wielkiej Brytanii. Równolegle prowadzona do opowieści o IV RP – sprawiedliwym, uczciwym kraju rządzonym przez dobrego szeryfa. Do czasu aż groźny, skuteczny, niepokonany szeryf został wyśmiany przez młodziaków w debacie telewizyjnej. Opowieść zaatakowana w najczulszym punkcie legła w gruzach. Zaś niemająca swej ciekawej historii lewica właśnie stacza się po równi pochyłej.