Sumienie wciąż ważniejsze od prawa

Człowiek jest tą samą osobą w pracy i w kościele. Za swoje czyny (niezależnie od tego, gdzie dokonywane) może być oceniany. Także przez Kościół, jeśli człowiek sam określa się jako katolik – pisze publicysta

Publikacja: 02.07.2008 03:18

Zastraszyć, ośmieszyć, zepchnąć do intelektualnego i społecznego getta każdego, kto myśli inaczej – oto strategia polemiczna profesora Wojciecha Sadurskiego. W tekście „Egzorcyzmowanie Ewy Kopacz” („Rz” 1.07.2008) próbuje on przekonywać, że stwierdzenie, iż Ewa Kopacz mogła sama się ekskomunikować, jest „brutalnym i bezwzględnym atakiem”, a ludzie, którzy przypominają, że w tradycji katolickiej (ale i całej tradycji zachodniej Europy) sumienie i moralność są ważniejsze niż prawo stanowione, to „ekstremiści” wzywający do anarchii i bezprawia. A wszystko w jednym celu: udowodnienia, że z obrońcami życia nie należy dyskutować, ale trzeba ich zepchnąć poza nawias społecznej debaty.

Problem polega na tym, że profesor Sadurski nie odnosi się do argumentów stawianych przez obrońców życia, lecz polemizuje z własnymi opiniami i stereotypami, nie potrafiąc się wznieść ponad swój – dość zresztą zamknięty – system filozoficzny. Sugestia, że podkreślając wyższość moralności nad prawem, wzywa się od razu do bezprawia i anarchii, przypomina jako żywo argumentację Kreona z „Antygony” Sofoklesa.

Ten grecki władca, dokładnie tak jak Wojciech Sadurski, próbował przekonywać (a ponieważ miał za sobą siłę państwa, więc mu się to udało), że sumienie, nakazy moralności oraz miłości rodzinnej powinny ustąpić przed autorytetem prawa stanowionego. Tyle że od tego momentu cała zachodnia cywilizacja próbowała zrobić wszystko, by na taki konflikt swoich obywateli więcej nie narażać i by dowieść wyższości orzeczeń sumienia nad prawem stanowionym.

Przekonanie to leży także u podstaw chrześcijaństwa. Pierwsi męczennicy ginęli na rzymskich arenach, odmawiając podporządkowania się bezprawnym decyzjom państwa, które wymagały od nich oddawania boskiej czci cesarzowi. Bóg i jego prawa były dla nich ważniejsze niż ustawy. I tak już zostało.

Także Tomasz Morus został kanonizowany (a potem uczyniony patronem polityków i rządzących) za sprzeciw sumienia. Uznał on, że wierność prawdzie i wolności sumienia jest istotniejsza od wierności państwu, które wymaga zdrady wiary. W XX wieku takich męczenników były tysiące, zarówno w hitlerowskich Niemczech, jak i krajach komunistycznych. Za każdym razem ich kanonizacje czy beatyfikacje były dokonywane za to, że sprzeciwili się prawu stanowionemu, które ich zdaniem było złe.

Trudno nie zadać zatem pytania, czy prof. Sadurski odrzuca ich świadectwo. Czy potępia ks. Dietricha Boenhoeffera, który nie zgodził się na wprowadzenie w życie ustaw norymberskich w swoim kościele? A może Franza Jägerstättera, który został zabity, bo nie chciał służyć w armii swojego kraju?

Trudno nie dostrzec, że zakładana przez Sadurskiego wizja rozdziału państwa i Kościoła oznacza w istocie koniec fundującej cywilizację zachodnią (także w jej liberalnym rozumieniu) zasady wolności sumienia osoby ludzkiej. Gdyby poważnie potraktować myśl publicysty, trzeba by przyjąć, że człowiek może być wolny tylko we własnym domu, a gdy wchodzi w przestrzeń publiczną, musi podporządkować swoje opinie dominującemu dyskursowi liberalnemu. Słowem – katolikiem, protestantem, ortodoksyjnym żydem można być po pracy. W pracy trzeba myśleć tak, jak nakazuje prof. Sadurski i jego liberalna wizja świata. W innym razie staje się „ekstremistą”, który za swoje nieposłuszeństwo prawu powinien ponosić odpowiedzialność (najlepiej karną).

Tyle tylko, że dla ludzi religijnych (ale i konsekwentnie myślących niewierzących) takie podejście jest nieakceptowalne. Człowiek jest jednością. Jest tą samą osobą w pracy i w domu, na rynku i w kościele. Zatem za swoje czyny (niezależnie od tego, gdzie dokonywane) może być oceniany. Także przez Kościół, jeśli człowiek określa się jako katolik. Takiej oceny, jasnej i jednoznacznej, według prawa kanonicznego, domaga się część obrońców życia. Nie twierdzą oni przy tym, że minister Ewa Kopacz była złym ministrem, ale jedynie, że była złą katoliczką, która sprzeniewierzyła się własnej wierze. Ta bowiem jednoznacznie stanowi, że katolik nie może brać udziału w procedurach aborcyjnych. Niezależnie od tego, czy są one zgodne z prawem, czy z nim niezgodne. Nawet ośmieszaniem czy zastraszaniem prof. Sadurski tego nie zmieni.

Autor jest publicystą tygodnika „Wprost”

Zakładana przez Sadurskiego wizja rozdziału państwa i Kościoła oznacza koniec zasady wolności sumienia

Bronisław Wildstein

Anatomia manipulacji

10 czerwca 2008

Wanda Nowicka

Winnych jest wielu: Kościół, szkoła, sąd i szpital

25 czerwca 2008

Paweł Milcarek

Spełnił się najgorszy sen Agaty

25 czerwca 2008

Wojciech Sadurski

Egzorcyzmowanie Ewy Kopacz

1 lipca 2008

Zastraszyć, ośmieszyć, zepchnąć do intelektualnego i społecznego getta każdego, kto myśli inaczej – oto strategia polemiczna profesora Wojciecha Sadurskiego. W tekście „Egzorcyzmowanie Ewy Kopacz” („Rz” 1.07.2008) próbuje on przekonywać, że stwierdzenie, iż Ewa Kopacz mogła sama się ekskomunikować, jest „brutalnym i bezwzględnym atakiem”, a ludzie, którzy przypominają, że w tradycji katolickiej (ale i całej tradycji zachodniej Europy) sumienie i moralność są ważniejsze niż prawo stanowione, to „ekstremiści” wzywający do anarchii i bezprawia. A wszystko w jednym celu: udowodnienia, że z obrońcami życia nie należy dyskutować, ale trzeba ich zepchnąć poza nawias społecznej debaty.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego trzeba bić na alarm
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?