Polemika z tekstami, których autorzy próbują usilnie ominąć sedno sprawy, jest trudna. By utrzymać jako taki poziom repliki, trzeba ominąć fragmenty nienadające się do komentarza albo zniżać się do poziomu szanownego polemisty. Oto krótkie przykłady tego, o czym piszę.
Prof. Andrzej Friszke doskonale wie, jakie książki są wydawane w IPN, a zatem świadomie myli czytelnika, pisząc, iż pomijamy w publikacjach Instytutu temat Zrzeszenia WiN (zob. np. „Biuletyn IPN” poświęcony tylko Zrzeszeniu WiN) czy też historię ruchu ludowego (zob. album o Stefanie Korbońskim, a za chwilę kolejne pozycje).
Wie także, że insynuacja, jakoby z mojego powodu odeszli z pracy uczniowie prof. Tomasza Strzembosza, jest chybiona. Tym niemniej pisze – co jest dla mnie obraźliwe – że wyrzucałem ludzi z pracy według tegoż właśnie klucza (to samo czyni Grzegorz Motyka).
[wyimek]Wrażliwość współczesnych Ukraińców jest mi bliska, ale nie na tyle, bym zapomniał o polskiej[/wyimek]
W rzeczywistości każdy przypadek należałoby opisać indywidualnie (część odeszła z IPN, bo otrzymała lepszą ofertę pracy; inni nadal są w IPN, i to na wysokich stanowiskach itd.). Dla czytelnika nie są to historie ani zajmujące, ani wnoszące cokolwiek do debaty publicznej na temat działalności IPN. Wie o tym także prof. Friszke, a zatem sobie używa – jakby był propagandystą, a nie historykiem. Po co zatem pisze, „że odchodzili, bo czuli się zmuszeni do odejścia, poddani różnego rodzaju szykanom”. Nie będę odpowiadał, dalej się tłumacząc, by nie zniżać się do poziomu wyznaczonego przez polemistę (już zupełnym nieporozumieniem jest insynuowanie i publiczne pisanie o tym, że swą habilitację zawdzięczam nie sobie, a dobremu sercu recenzenta).