Afera, którą wywołało podpisanie przez Benedykta XVI dekretu o uznaniu heroiczności cnót Piusa XII, doskonale pokazuje, jak trudny jest dialog katolicko-żydowski. Problemem nie jest jednak postawa wycofującego się dialogu Benedykta XVI, ale części środowisk żydowskich. To one bowiem wymagają, by strona katolicka nie tylko rezygnowała z własnych uprawnień i z własnej tożsamości, ale także, by w imię dobrych stosunków z Żydami odrzucała fakty historyczne i przyjmowała mit o "papieżu Hitlera".
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/12/21/tomasz-p-terlikowski-fakty-zamiast-mitow/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Według tego ostatniego Pius XII był – w najlepszym razie – obojętny wobec zagłady Żydów, uwiarygodniał nazistów i nie sprzeciwiał się Holokaustowi. Taki obraz, niekiedy niuansowany, nadal obowiązuje w narracjach historycznych proponowanych przez instytut Yad Vashem. Problem polega tylko na tym, że wizja ta niewiele ma wspólnego z faktami historycznymi, a u jej źródeł leżą fałszywki przygotowane w latach 60. przez KGB i podsunięte Rudolfowi Hochhuthowi, który nadał im literacką formę "Namiestnika". Od tego momentu ruszyła lawina publikacji kwestionujących zaangażowanie papieża w ratowanie Żydów.
[srodtytul]Profetyczny głos i działanie [/srodtytul]
Wcześniej nikt nie miał wątpliwości, że papież zrobił o wiele więcej dla ratowania Żydów niż jakakolwiek inna instytucja czy państwo. W 1945 roku grupa żydowskich więźniów obozów koncentracyjnych podczas osobistego spotkania dziękowała Piusowi XII za jego "szlachetną postawę wobec Żydów". Dziesięć lat później filharmonia z Izraela zorganizowała koncert dziękczynny dla papieża. A w dniu śmierci Ojca Świętego minister spraw zagranicznych Izraela Golda Meir podkreślała, że jej kraj "opłakuje wielkiego sługę pokoju". "Życie naszej epoki zostało ubogacone przez głos, który wyrażał wielkie prawdy moralne ponad zgiełkiem codziennych konfliktów" – napisała wówczas Meir.