Na zjeździe „Solidarności” w gdańskiej hali Olivia w 1981 roku ekipa reporterska z solidarnościowymi naklejkami na kamerach była sensacją. Dawała nadzieję na rychłe powstanie – jak to wtedy mówiono – „naszej telewizji”. Byłem zafascynowany wizją konkurencyjnego programu informacyjnego, który rzuciłby wyzwanie komunistycznemu Dziennikowi TV z całym jego zakłamaniem. Szybko dowiedziałem się, że pomysłem na Agencję Telewizyjną Solidarność „kręci” Marian Terlecki. Ale próby zbliżenia się do jego ekipy – a to był chyba listopad 1981 roku – spaliły na panewce.
[srodtytul]Mieszkaniec wyspy wolności[/srodtytul]
Po 13 grudnia Terlecki uratował przed SB sprowadzone z Zachodu wyposażenie studia telewizyjnego. Gdańska ulica opowiadała sobie krzepiące legendy o tym, jak udało się schować przed SB cały telewizyjny wóz transmisyjny. A Marian Terlecki bardzo długo ukrywał się jako członek solidarnościowego podziemia. Aresztowany w 1985 roku, został oskarżony o „kradzież kamery” – tak określono ukrycie sprzętu telewizyjnego przed bezpieką. Terlecki spędził za kratami 16 miesięcy.
Do pomysłu utworzenia solidarnościowej telewizji wrócił około 1987 roku, niedługo po zwolnieniu z więzienia. Wtedy to zaczął tworzyć przy gdańskiej Kurii Biskupiej dziś już będące legendą Video Studio Gdańsk. To był tylko zalążek niezależnej telewizji, ale w studiu produkowano ciekawe filmy dokumentalne, choćby reportaże o Stefanie Kisielewskim czy dokument o księdzu Jerzym.
Montażownie usytuowane były na stryszku plebanii kościoła Mariackiego w Gdańsku. Odwiedzający to miejsce – a byłem wśród nich – oglądali z nabożnym podziwem studio, a jego ekipę na czele z Terleckim traktowali z zazdrością jako mieszkańców barwnej wyspy wolności w szarzyźnie końca lat 80.