[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/29/tomasz-wolek-kaczynski-wychodzi-na-lewice/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]
Najnowsze umizgi Jarosława Kaczyńskiego do postkomunistycznej lewicy – która z dnia na dzień raptem przestała być postkomunistyczna – nieodparcie przywodzą mi na myśl romansowe koncepty mego szkolnego kolegi. Ów przemyślny młodzian kładł na chodniku monetę, a widząc nadchodzącą atrakcyjną dziewczynę, wołał: „Zgubiła pani dwa złote”. Gdy zaś dziewczę pochylało się nad rzekomą zgubą, darząc szarmanckiego znalazcę pełnym wdzięczności spojrzeniem, ten triumfalnie pointował: „A nie, nie, pani się pomyliła, to mój pieniążek”. Łacno się domyślić, jakie efekty przynosiła ta wysoce niekonwencjonalna metoda podrywu. Sądzę, że konkury prezesa zakończą się podobnie.
[srodtytul]Wyborcy z sekty[/srodtytul]
Wszelako tak nagła i radykalna zmiana frontu, jaką zaordynował lider PiS, musiała w zwartych szeregach jego zwolenników wywołać nielichą konsternację. I rzeczywiście, zwłaszcza z „terenu”, wprawdzie nieśmiało jeszcze, dochodzić jęły pierwsze pomruki. Wątpliwości owe wypowiadane są przez zbitych z tropu lokalnych działaczy szeptem, najwyżej półgębkiem. Nieco śmielej wyrażają je niezłomni publicyści, nadal straceńczo tkwiący w okopach IV RP, choć niedawno tak sromotnie porzucił je sam główny wódz oraz pierwszy ideolog. Tu i ówdzie przebąkuje się tak niewyobrażalne herezje, jak obawa, iż prezes „przekombinował” albo nawet „strzelił sobie w stopę”.
Staram się rozumieć rozgoryczenie gorliwych tropicieli wszelkich „układów” i „ubekistanów”. Tyle bezkompromisowych artykułów przypominających ponurą przeszłość i przyszpilających również późniejsze, niecne postępki lewicy; tyle nieubłaganie demaskatorskich programów Wildsteina, Ziemkiewicza, Pospieszalskiego, Janeckiego, Gargas… I teraz cały ten bezcenny dorobek wszelkich „Misji specjalnych” czy „Warto rozmawiać”, bezprzykładne poświęcenie agenta „Tomka”, mrówcza praca dawnego CBA i IPN – czyżby wszystko to pójść miało na marne?