Jedną z obietnic demokracji jest wykluczenie przemocy z życia publicznego. Respektujemy tę zasadę i gotowi jesteśmy jej bronić – przed tymi, którzy deklarują, że gotowi są ją złamać; przed tymi, którzy sami wielokrotnie byli agresorami i do nienawiści i przemocy nawołują.
Jeśli państwo tego nie robi, mogą, a nawet powinni, robić to obywatele. Do czego wolno im się posunąć? Na pewno dopuszczalną formą protestu jest uliczna demonstracja. Czy jeśli podczas takiej demonstracji dojdzie do utarczek, wszyscy jej uczestnicy stają się terrorystami? Czy obrońcom cywilizowanych zasad współżycia społecznego wolno zarzucać to samo co tym, którzy od lat je łamią?
„Modne dziś w Polsce środowisko lewicowe zaczyna torować drogę przemocy” – pisze o „Krytyce Politycznej” Artur Bazak w tekście „Z kawiarni na ulice”. Czytając ten artykuł, można się naprawdę przestraszyć. Autor przedstawia nas jako młodych radykałów do swoich celów politycznych dopuszczających użycie przemocy, wzorem RAF, której potrafią zarzucić jedynie nieskuteczność. Od czasu 11 listopada i naszego uczestnictwa w akcji „Faszyzm nie przejdzie” zostało skierowanych w naszą stronę tak wiele obelg, przekłamań i oskarżeń, że w końcu trzeba na nie odpowiedzieć.
[srodtytul]Sprzeciw wobec faszyzmu[/srodtytul]
Powiedzmy sobie to od razu i miejmy już z głowy: nikt w „Krytyce Politycznej” nie popiera wandali, którzy wywoływali zadymy podczas marszów w dniu niepodległości, niezależnie od ich poglądów. Jednak, powiedzmy sobie szczerze, robienie z ONR-owców ofiar anarchistycznych bojówek jest ogromnym przekłamaniem. Dobrze wszyscy wiemy, że ONR i inne skrajne organizacje od lat w rocznicę odzyskania niepodległości maszerują ulicami stolicy, wykrzykując faszystowskie hasła („Żydzi do gazu”) i rzucając w przeciwników marszu kamieniami. W tym roku było łagodniej, ale właśnie dzięki mobilizacji wszystkich środowisk antyfaszystowskich, które zwróciły uwagę opinii publicznej na skrajnie prawicowe niebezpieczeństwo. Mimo to znalazły się grupki, które w kominiarkach atakowały marsz antyfaszystów, ale były też grupki anarchistów, które odpowiadały na te zaczepki także agresywnie. W „Krytyce Politycznej” nie ma fascynacji przemocą, nie ma takich przekonań ani pokus. Nie ma też naiwności, że przemoc należy do tradycji tylko jednej strony sceny politycznej.