Wymieniał poglądy z noblistami, pisarzami i najwybitniejszymi filozofami, ale umiał także zejść kilkanaście szczebli niżej i znaleźć wspólny język z ludźmi prostymi i niewykształconymi. Był pierwszym papieżem w dziejach, który przekroczył próg synagogi i odwiedził meczet, zyskując głęboki szacunek u przedstawicieli wielu religii, lecz w sprawach doktryny Kościoła rzymskokatolickiego był nieustępliwy.
Jan Paweł II przyciągał tłumy, jednak nie cała ludzkość darzyła Go miłością. Gdyby był politykiem, w Polsce zapewne zdobywałby regularnie 90 proc. głosów, we Włoszech niewiele mniej, ale we Francji i w Niemczech mógłby przegrać z kandydatem socjaldemokratów lub Zielonych. A w Skandynawii poległby z kretesem jako reprezentant „religijnej ekstremy".
Nie wszyscy Go kochali, bo oprócz swojej otwartości, daru oratorskiego i niewątpliwego talentu scenicznego papież miał jeszcze jedną cechę, która z kolei mogła irytować Jego adwersarzy. Oddzielał mianowicie bardzo grubą kreską Dobro od Zła i głosił niezmiennie prawdy drażniące. Kiedy liberalne media powoływały się na Jego „mądrość" w kwestii kary śmierci, On następnego dnia mówił o masowym zabijaniu dzieci nienarodzonych i przestrzegał przed ofensywą cywilizacji śmierci. Gdy papieża chwalono za krytykę tej czy innej wojny, On natychmiast przypominał, co sądzi na temat związków jednopłciowych. Pochylano się życzliwie nad słowami Jana Pawła II, gdy ubolewał nad biedą i głodem w Afryce, kiedy jednak narzekał na zalewającą Europę falę laicyzacji, uznawano, że Jego retoryka pochodzi ze średniowiecza i nie przystaje do zmieniającego się otoczenia.
Papież Polak zostanie wyniesiony na ołtarze nie dlatego, że dawał się fotografować z czarnoskórymi dziećmi w ramionach i zakładał indiańskie pióropusze, nie dlatego, że mówił nam rzeczy miłe. Beatyfikacja nie jest nagrodą za podobanie się światu, wręcz przeciwnie: Jan Paweł II starał się prostować nasze kręgosłupy i namawiał do oczyszczania sumień często w sposób bolesny, dotkliwy, uporczywy. Nie będziemy się modlić do papieża od kremówek, lecz do pasterza-ojca, który nie odrzucał surowości jako metody wychowawczej i który wskazywał nam drogę godnego życia – wyboistą i wąską, ale jakże piękną.
Marek Magierowski - zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej"