Pan redaktor Piotr Zaremba się zasmucił. „To smutne wydarzenie" – napisał o liście prezydenta Bronisława Komorowskiego w 70. rocznicę zbrodni w Jedwabnem („Polacy nie są współsprawcami Holokaustu", „Rz", 11.07.2011 r.). Dlaczego list prezydenta zasmuca redaktora? Bo prezydent, „składając hołd ofiarom z Jedwabnego", nie „wyznaczył granic polskiego samooskarżania się". Nie powiedział, smuci się redaktor Zaremba, że „nie jesteśmy narodem zbrodniarzy".
Czy rzeczywiście? Jeśli przeczytać list prezydencki, trudno sobie wyobrazić apologię, która mogłaby być bardziej inkrustowana zastrzeżeniami, najwyraźniej napisanymi w intencji, by ktoś nie przypisał prezydentowi jakiegoś narodowego „samooskarżania się". List przypomina, że wielu Polaków w czasie wojny niosło pomoc Żydom, często płacąc za to życiem. List podkreśla, że zbrodniarze z Jedwabnego „sprzeniewierzyli się Rzeczypospolitej". List zapewnia, że „przyznanie się do tej winy nie przekreśla polskiej martyrologii i polskiego bohaterstwa w walce z niemieckim i sowieckim okupantem". List przestrzega przed „relatywizacją win i wywróceniem proporcji w ocenie historycznych zasług i grzechów". Doprawdy, trudno wyobrazić sobie, co jeszcze mógłby prezydent napisać, by nie zasmucić redaktora Zaremby, który w swym żalu nieutulony, przypomina słusznie, choć bez związku, że „Polacy nie są współsprawcami Holokaustu".
Powszechne przepraszanie
Zostawmy jednak skłonnego do teatralnego zasmucania się redaktora Zarembę – i cały zastęp internetowej gawiedzi oburzonej w przewidywalny sposób na list prezydenta Komorowskiego – i zastanówmy się przez chwilę, czy rzeczywiście takie przeprosiny są nie na miejscu.
Bo nie są one czymś odosobnionym ani osobliwym we współczesnym świecie. Japończycy w ostatnich latach zostali skłonieni do wielu oficjalnych przeprosin za II wojnę światową – np. cesarz Akihito w czasie oficjalnej wizyty państwowej w Wielkiej Brytanii wyraził „głęboki żal i ból z powodu cierpień wojennych". Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął kilka lat temu uchwałę przepraszającą mniejszość japońskiego pochodzenia w USA za to, że w czasie II wojny światowej w zachodnich stanach (zwłaszcza w Kalifornii) Amerykanów japońskiego pochodzenia internowano tylko dlatego, iż obawiano się ich nielojalności wobec państwa.
Lęk przed rzekomą japońską „piątą kolumną" spowodował, że sama przynależność etniczna decydowała o internowaniu – a Sąd Najwyższy w haniebnych wyrokach „Hirabayashi" i „Korematsu" te decyzje o internowaniu zatwierdził jako konstytucyjne.