Z najwyższym zdziwieniem dowiedziałem się o liście „polskich biblistów", wystosowanym do pani rektor mojego uniwersytetu, stanowiącym coś w rodzaju aktu oskarżenia wobec koleżanki z wydziału (filozofii i socjologii) Magdaleny Środy. To właściwie nie tyle akt oskarżenia, ile wyrok, który powinien – zdaniem owych biblistów – być podstawą do wszczęcia kroków dyscyplinarnych przez panią rektor Uniwersytetu Warszawskiego.
Potępianie wichrzycielki
W tym liście nawiązali do komunistycznych prześladowań Kościoła i ludzi wiary, co budzi tym większe zdumienie, że sam list i jego intencja, jaką można odczytać z omówienia w „Rzeczpospolitej", przypomina jako żywo praktykę właśnie z czasów PRL! Wszak wtedy „oburzeni robotnicy" pisali listy potępiające syjonistów oraz wszelkiej maści wichrzycieli, a władza – w obronie narodu – wyrzucała ich na bruk...
Zdumienie budzi jeszcze i to, że owi bibliści, którym według „Rzeczpospolitej" przewodzi ks. prof. Waldemar Chrostowski, sami są członkami społeczności uniwersyteckiej, a wydawałoby się, że istotą uniwersytetu jest wolność wyrażania choćby najgłupszych i najgorszych według innych myśli i poglądów. Tym bardziej że poszło o jakąś wypowiedź w popularnym dzienniku, będącą fragmentem konwersacji poświęconej zapewne wolności prezentowania różnych przekonań. A więc także przekonań antybiblijnych.
Magdalena Środa nie pamięta nawet tych słów, które brzmieć miały, że i ona czasami ma ochotę podrzeć Biblię. Bibliści powinni się – być może – najpierw zastanowić nad sensem takiego stwierdzenia padającego z ust profesora uniwersytetu. Bo jaki właściwie sens mogło mieć takie stwierdzenie Środy – jeśli istotnie ono padło – w rozmowie z dziennikarzem na temat piosenkarza Nergala?
Jak wiadomo, od dłuższego czasu przedstawiciele kościelnej hierarchii wracają do sprawy Nergala, który miał na jakimś występie wyrywać kartki z Biblii. Adam Szostkiewicz w ostatniej „Polityce" zwraca nawet uwagę na to, że „sprawa Nergala" stanowi element przedwyborczej aktywności wielu księży – także księży biskupów.