Tymczasem w nieoficjalnych rozmowach przedstawiciele TNS OBOP przyznają, że sondaże były przez niemal całą kampanię stabilne (nie mam powodu, by im nie wierzyć), a różnica w przewidywanym wyniku PO i PiS nie była przez niemal trzy miesiące ani razu mniejsza niż 6-7 pk. proc. na korzyść tej pierwszej partii. To oczywiście nie oznacza, że Platforma miała od początku wygraną w kieszeni. Ale sprawia że warto zadać pytanie, dlaczego nagle kwestia zbliżania się PiS do PO stała się tak ważna i nagłaśniana.
Wróćmy do końca sierpnia. Grzegorz Schetyna udziela "Newsweekowi" obszernego wywiadu, w którym mówi m.in.: "Gdy dziś widzę, że mamy 15 proc. przewagi nad PiS w badaniach, to robi mi się zimno. To nieprawda, w rzeczywistości prowadzimy o parę punktów". Wywiad wywołuje burzę i jest komentowany przez kilka dni. Innym ważnym przesłaniem tej rozmowy jest obszerny wywód na temat tego, że PO „nie wszystko się udało", ale gwarantuje stabilność i mocno stara się. To tak naprawdę dwa filary kampanii Platformy: „Polska w budowie" oraz objawiana publicznie troska o to, czy aby PiS już nie dogania PO w sondażach (w domyśle: czy aby jej na finiszu nie przegoni).
Genialność tej wrzutki pokazuje fakt, jak bardzo za jej nagłaśnianie wziął się nie tylko obóz rządzący, ale i opozycja. Trudno się dziwić – kilkakrotnie pobici w poprzednich kampaniach zwolennicy PiS znaleźli w niej nadzieję: „oto dowód, warto! Sprawa nie jest stracona, może się udać! Sami platformersi to przyznają!".
Kulminacyjnym punktem akcji „PiS nas goni" były wypowiedzi samego premiera Donalda Tuska, który przed kamerami TVN24 podczas objazdu po Polsce zaczął wygłaszać z zasępioną miną stwierdzenia, o tym, jak bardzo opozycja dogania PO w sondażach. W tym samym czasie sztabowcy PiS poszli jeszcze dalej – zaczęli twierdzić, że z „wewnętrznych sondaży" wynika, iż Prawo i Sprawiedliwość już zrównało się z Platformą, albo że nawet prowadzi. Potem prezes Jarosław Kaczyński podbił jeszcze bębenek twierdząc, że trzy ostatnie „wewnętrzne sondaże" pokazują wygraną opozycji.
W jednym czasie zarówno PO jak i PiS generowały więc w istocie... ten sam przekaz: różnica w poparciu między głównymi graczami zmniejsza się szybko, lub nie istnieje.