Jeśli ktoś zadaje takie pytania na serio, to daje wyraz naiwności. Rząd Platformy przyzwyczaił nas do tego, że piarowska kreacja odgrywa w jego działalności rolę dominującą. Obdarzeni najlepszą pamięcią obserwatorzy mieliby kłopoty z wymienieniem wszystkich działań premiera, które okazały się być wyłącznie zapowiedziami, humbugiem czy grą pozorów. Informacja ujawniona przez Fakt „jest tylko kolejną, od 2007 r. chyba już kilkudziesiątą tego rodzaju.

Szkoda, że kluczową rolę odegrał w tym spektaklu Bartosz Arłukowicz, który widowiskowo rozmienił się na drobne. Najpierw (czas afery hazardowej) sugerował potężne korupcyjne uwikłania partii rządzącej, by zaraz potem przyłączyć się do niej i stworzyć urząd ds. wykluczonych aby natychmiast zostać ministrem zdrowia, nie zadbawszy nawet o przedłużenie istnienia swojego urzędu. Czym dowiódł, że struktura ta odgrywała wyłącznie propagandową rolę, a on sam świadomie uczestniczył w owym teatrze. Ale upadek niegdysiejszej wschodzącej gwiazdy lewicy nie jest najważniejszy. To, co się stało, świadczy też o czymś poważniejszym.

Otóż Tusk wessał niegdyś Arłukowicza do rządu po to, by osłabić SLD i zarazem zademonstrować zwrot Platformy w lewo. Nie tylko osobista kariera lewicowego polityka, także samo stworzenie urzędu ds. wykluczonych było gestem wobec wyborców o lewicowej wrażliwości. Tymczasem od tego momentu lewicowy skręt PO bardzo się pogłębił, ale urzędu już nie ma. Co sporo mówi o tym, jakiego rodzaju lewicowcy stali się obecnie targetem partii rządzącej. Targetem tym nie są ludzie, którym sen z powiek spędzają nierówności, bezrobotni czy staruszkowie, niemający pieniędzy na lekarstwa. Są nim ci, którzy nazywają lewicowością dążenie do wymuszenia radykalnych przemian kulturowych. Do wywołania światopoglądowej wojny. To oczywistość. Ale likwidacja urzędu ds. wykluczonych jest wręcz demonstracyjnym potwierdzeniem tej oczywistości.