Demokracja odniosła w tym tygodniu nad Wisłą kolejny wielki sukces! Sejm odrzucił wniosek podpisany przez 2 miliony Polaków. Oznacza to, że nie będzie referendum, w którym naród miałby się wypowiedzieć, czy chce reformy emerytalnej.
Oczywiście zupełnie czym innym jest pytanie o to, czy sprawę reformy emerytalnej powinno się rozstrzygać na drodze referendum. Kłopot w tym, że wydłużanie wieku emerytalnego jest w pewnym sensie koniecznością, wynikającą ze zmian cywilizacyjnych i demograficznych. Jednak warto postawić tu pytanie: skoro emerytury to zbyt ważna sprawa by decydować o tym w referendum, skoro wyliczenia ekspertów są więcej warte niż zdanie obywateli, o czym powinni oni decydować? Jaki zakres władzy nad sobą mają dziś obywatele? Jaki zakres władzy nad nimi ma ich państwo? A to prowadzi nas już wprost do pytania o kondycję demokracji. Wydaje się bowiem, że kilka pojęć, do których się już całkiem przyzwyczailiśmy, zmieniła ostatnio swoje znacznie. Zmienia się sens pojęcia demokracji, rządzenia i suwerenności. O każdym z nich chciałby tu parę słów dziś napisać.
***
Im bardziej skomplikowane mechanizmy gospodarcze kształtują dziś naszą rzeczywistość (tajniki rynków finansowych byłby zupełnie niezrozumiałe jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej, a przede wszystkim byłyby zupełnie niewyobrażalne bez np. Internetu), im bardziej złożone staje się prawo, im bardziej skomplikowane stają się mechanizmy społeczne, tym trudniej jest tym wszystkim rządzić. Choć marzenie o tym, by rządzenie ludźmi zmienić w zarządzanie rzeczami pojawiło się już na początku myśli socjalistycznej czy komunistycznej w XIX wieku dziś nabiera ono zupełnie nowego wymiaru. Bo skomplikowaniu się materii, z którą przyszło się zmierzyć politykom wcale nie idzie w parze wyższy poziom intelektualny społeczeństwa, czy samych polityków. Obserwując coraz powszechniejszą tabloidyzację mediów a co za tym idzie i samej polityki, można odnieść wrażenie, że polityka idzie w dokładnie przeciwnym kierunku niż rzeczywistość. Sprawy, na których politycy rzeczywiście coraz lepiej się znają, to zarządzanie emocjami społecznymi i utrzymywanie wysokiego poparcia.
Ale taka logika doprowadziła do paradoksu i piątkowe wystąpienie Donalda Tuska w Sejmie było właśnie tego najlepszym przykładem. Musimy zrobić reformę emerytalną, bo inaczej nigdy nie zbilansujemy budżetu. 90 proc. Polaków reformie jest przeciwne, protestuje opozycja i związki zawodowe, rząd na reformie może tylko stracić. Sęk w tym, że większość dotychczasowych decyzji Tusk podejmował wyłącznie po to, by być lubianym – sam się zresztą z tym nie krył, tłumacząc w zeszłej kadencji, że przegrać kolejne wybory nie jest żadną sztuką, talentu wymaga zaś reelekcja. A zatem, kto nie z nami ten pętak – jak wyraził się premier Tusk. Mimo wszystkie prawidła ekonomii, jest jednak coś absurdalnego w tym, że Polacy, którym niedawno dano prawo wybrania Sejmu, dziś mają nie mieć prawa decydować o tym, co będzie się działo z ich emeryturami. Tłumaczenie, że głosując za PO zgodzili się na reformę jest bzdurne, bo Platforma nic podczas kampanii wyborczej o podwyższeniu emerytalnym nie mówiła, a gdyby powiedziała, nie wygrałaby wyborów. Może jednak powinniśmy wprost powiedzieć Polakom – sorry kochani, tu nie chodzi o mandat zaufania dla tej czy innej partii, lecz o to, że by decydować o własnej przyszłości jesteście po prostu za głupi. O tych sprawach decydować będą eksperci a nie wy.
***
Kolejną dziedziną, która zmienia swe znaczenie jest samo rządzenie. Mam tu na myśli dwie rzeczy: po pierwsze cyrk koalicyjny, który obserwowaliśmy w tym tygodniu. Donald Tusk przekonał się, że by rządzić, czyli by zmieniać rzeczywistość, nie wystarczy mieć dobre chęci, lecz trzeba do tego też zebrać solidne polityczne poparcie. Polski system partyjny realnie jednak wyklucza możliwość rządów jednej partii, a zatem w każdej z ważnych spraw, partia rządząca skazana jest na targi z koalicjantem. A im gorzej wypada partia rządząca w sondażach, tym te targi stają się brutalniejsze. Nie mam tu, żeby była jasność, żadnych pretensji do PSL – po prostu korzysta z chorych mechanizmów polityki w ogóle, a polskiej polityki w szczególności.