Moim zdaniem wytłumaczyć łatwo. Jak w starym dowcipie: psa za miliard wymieniono na dwa koty po pięćset milionów! Facebook nie zapłacił bowiem za Instagrama gotówką tylko własnymi akcjami. Pewną podpowiedź znajdziemy w Wikipedii. Niskie stopy procentowe z lat 1998-1999 sprawiły, że inwestorzy zaczęli poszukiwać nowych okazji dla pomnożenia swojego kapitału. Stosunkowa nowość technologii internetowych pomagała przedsiębiorcom w łatwy sposób zdobywać środki na obiecujące pomysły, nawet bez posiadania realistycznego biznesplanu - możemy przeczytać o bańce internetowej z przełomu wieków, która zaczęła się od pluskwy milenijnej. Miała ona wywołać katastrofę z nastaniem roku 2000, z uwagi na sposób zapisywania daty w programach komputerowych.
Był to fantastyczny pretekst dla producentów komputerów i oprogramowań, żeby zmusić wszystkich do ich wymiany. Ceny rosły więc rosły też wyceny. Próbowałem się wówczas założyć o to z Waldkiem Sielskim, który był prezesem Microsoft-Polska, i przekonywałem, żeby sprzedał swoje opcje. Jak ceny wzrosną, to ja miałem mu zwrócić całą różnicę. Jak spadną, to on miał mi oddać połowę. Nie posłuchał, a szkoda.
Dziś mamy globalne ocieplenie, które ma wywołać katastrofę jeszcze większą niż pluskwa milenijna, niskie stopy procentowe i aplikację do obróbki, wzbogacania i dzielenia się zdjęciami ze znajomymi. Oczywiście globalne ocieplenie nie ma takiego samego bezpośredniego związku z wyceną Instagrama, jak Y2K miał z wyceną Microstrategy. Ale ogólna atmosfera jest podobna.
Jest tylko kwestią czasu, kiedy pęknie i ta nowa bańka nazwijmy ją społecznościową. Owszem, Fed może dodrukować jeszcze więcej dolarów, co korzystnie wpłynie na indeksy giełdowe i planowany debiut Facebooka. Ale w dłuższej perspektywie wzrostu gospodarczego nie przyniesie ani samo drukowanie dolarów, ani samo dzielenie się zdjęciami ze znajomymi.
Autor jest profesorem prawa,? adwokatem i prezydentem Centrum im. Adama Smitha