Okazało się, że piosenkarka, u której kiedyś odkryto wysokie IQ, nie wie, iż w Polsce zakazana jest aborcja, nie mówiąc już o feministycznych manifach. Czy o kryzysie w Europie, który pozostaje dla niej pełną abstrakcją.
Żakowski trochę drwi, trochę naucza Dorotę Rabczewską. A Gogolowskie pytanie: „z kogo się śmiejecie?", po raz nie wiadomo który okazuje się aktualne.
Z kogo? Na przykład z tygodnika opinii, który niedawno chaotyczne opinie celebrytki na temat religii traktował jako objawienie. A może z polityków, którzy próbują się grzać w celebryckim blasku? Przed ostatnimi wyborami Paweł Kowal spotkał się z Dodą, co nagłośniono. Dziś można mieć wątpliwości, czy gwiazda wiedziała, z kim rozmawia. Powstaje zresztą pytanie jeszcze bardziej dramatyczne: czy wie, że istnieje coś takiego jak Parlament Europejski. No zresztą Żakowski też mógł się jej jawić jako zarośnięty pan, którego twarz wydaje się jakby znajoma.
Doda nie wie nic o świecie, ale Żakowski zaczyna ją uświadamiać. Przedstawiając na przykład Polskę jako kraj terroryzowany przez złych księży. Aby zrobić przyjemność rozmówcy, choć może i dlatego, że to się uzupełnia z jej „przemyśleniami" dotyczącymi religii, Rabczewska powtarza po nim te banały rodem z najprymitywniejszej politgramoty. Czy je kupuje do końca? Nie wiadomo - wszystko to przypomina droczenie się kapryśnej gimnazjalistki.
We mnie zaś rodzi się kolejne bluźniercze pytanie: a może to lepiej, że Doda nie czyta gazet? A może piosenkarka naturalniej wypada jako abnegatka niż jako pilna uczennica alfabetu, w którym Żakowski próbuje zawrzeć całą „wiedzę" o świecie (a tak naprawdę współczesny „Krótki kurs WKP(b)" - tu przyjaciel, tam wróg, tu wolność, tam kołtuństwo). A może wreszcie ta prawda dotyczy nie tylko Dody?