Tarcza dla Polski

Za pieniądze wydane na udział w misji w Iraku i Afganistanie oraz na zakup myśliwców F-16 mogliśmy mieć supernowoczesną ochronę powietrzną. Także przed rakietami - twierdzi ekspert

Publikacja: 22.08.2012 19:32

Artur Bilski

Artur Bilski

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski

Red

Polska przez najbliższe lata będzie wystawiona na łatwy cel ataku rakietowego. Zagrożone są nasze elektrownie, rafinerie, strategiczne zakłady, jak budujący się terminal gazowy w Świnoujściu. Polska właściwie w ciągu jednego dnia może zostać powalona na kolana nagłym atakiem, którego groźba padała w przeszłości z ust rosyjskich generałów. To konsekwencja naiwnej wiary w amerykańskie obietnice budowy w Polsce tarczy antyrakietowej i obronę naszej przestrzeni powietrznej przez Waszyngton, nie mówiąc już o modernizacji naszych sił zbrojnych.

Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że Polska będzie samodzielnie unowocześniać swój system obrony powietrznej pochodzący jeszcze z czasów sowieckich, budując „tarczę Polski", co jednocześnie oznacza rewizję polskiej polityki bezpieczeństwa i strategicznego sojuszu z USA. To Waszyngton bowiem, budując elementy tarczy antyrakietowej w naszym kraju, miał nam jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo naszej przestrzeni powietrznej.

Dwa lata temu, podczas prezydenckiej kampanii, wyczuwając narastającą frustrację społeczną niespełnionymi amerykańskimi obietnicami, Komorowski wyraźnie zaznaczył potrzebę korekty w relacjach polsko-amerykańskich, mówiąc o konieczności zaprzestania "wysyłania polskich żołnierzy w misje zagraniczne w zamian za „poklepanie po plecach". To była wtedy jedynie retoryka wyborcza nie poparta żadnymi twardymi działaniami. Koncepcja „polskiej tarczy" we współpracy z Niemcami i Francją to już jednak mocny objaw głębokiego zniechęcenia relacjami z Waszyngtonem i sygnał reorientacji polityki bezpieczeństwa na Europę.

Początki tarczy George'a Busha juniora

Warto przypomnieć, że zgoda na budowę elementów tarczy antyrakietowej (wyrzutni rakiet antybalistycznych) w Redzikowie była apogeum polityki budowania strategicznego sojuszu z USA. Tarcza w założeniach chroniła Amerykę przed niespodziewanym atakiem nuklearnym państw takich jak Iran czy Korea Północna. Wyrzutnia rakiet balistycznych miała współpracować z radarem ulokowanym w Czechach i zwalczać na dużej wysokość rakiety balistyczne wystrzeliwane w kierunku USA i Europy. Nasza obrona nie była tutaj priorytetem dla Waszyngtonu. Liczyliśmy jednak, że Amerykanie, mając swoje instalacje wojskowe na terenie Polski, w razie zagrożenia będą skutecznie bronić Polski, w tym jej przestrzeni powietrznej i zaoszczędzimy trochę grosza. Amerykanie mieli również pomóc w modernizacji polskich Sił Zbrojnych.

Równie istotne było dla nas twarde przesłanie polityczne tarczy. Mówiliśmy wtedy Moskwie: jesteśmy od was niezależni i chcemy być dla was równorzędnymi partnerami, bo mamy amerykański parasol wojskowy. Wysyłaliśmy też sygnał  Europie o naszych uprzywilejowanych relacjach z Waszyngtonem i domagaliśmy się uznania nas za lidera w Europie Środkowej. Był to jednocześnie sygnał, że priorytetem polskiej polityki bezpieczeństwa są Stany Zjednoczone, a nie europejscy sojusznicy. Był to również sygnał o nieufności co do wiarygodności gwarancji NATO ze strony krajów europejskich.

Kryzys rakietowy i stan napięcia

"Polski kryzys rakietowy" wywołał stan napięcia pomiędzy USA a Rosją. Niestety, wciągnięta w tę grę została również Warszawa. Dyplomatyczna gra i eskalacja gróźb wobec Polski zaczęła się z wysokiego szczebla wojskowego. Najpierw zastępca szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji gen. Anatolij Nowogicyn ostrzegł: "Polska, przyjmując elementy tarczy antyrakietowej, sama robi z siebie cel ataku głowic atomowych". Dodał także, że tego typu instalacje zawsze znajdują się wśród celów niszczonych na początku przez drugą stronę. Groźby te były całkiem realne, ponieważ Polska nie mogłaby się obronić przed żadnym atakiem rakietowym ze strony Rosjan. Polski system obrony nie może zwalczać dominujących dziś rodzajów środków napadu powietrznego jak rakiety  manewrujące czy cele o małej sygnaturze radarowej. Oznacza to, że nasze strategiczne zakłady, elektrownie, lotniska są dzisiaj zupełnie bezbronne.

Wyjątkowo niefortunnie, bo dokładnie 17 września 2009 r., nowy prezydent USA Barack Obama oznajmił polskiemu rządowi, że Amerykanie rezygnują z tej wersji tarczy proponowanej przez administrację George'a Busha. Barack Obama obietnice tarczy antyrakietowej łatwo zamienił na  pomoc Moskwy w zapobieżeniu uzbrojenia się Iranu w rakiety dalekiego zasięgu. Sekretarz Obrony Robert Gates wyjaśnił wtedy na pocieszenie, że w ramach zmodyfikowanego programu tarczy antyrakietowej Stany Zjednoczone rozmieszczą okręty wyposażone w system antyrakietowy AEGIS i rakiety przechwytujące r. , a w późniejszej fazie w perspektywie do 2018 r. będą budowane lądowe bazy (być może w Polsce) wyposażone w system SM-3 oparty na wyrzutniach rakiet przechwytujących i radarach. System ten miałby mieć charakter ogólnoeuropejski.

W czasach jednak szalejącego kryzysu finansowego i cięć w armii amerykańskiej, w tym jej europejskiego komponentu, los tej wersji tarczy też może być przesądzony. Tym bardziej, że administracja prezydenta Baracka Obamy ostrzega europejskich członków NATO, że nie będą już mogli oczekiwać, iż USA będą ponosić nieproporcjonalnie wysoki ciężar utrzymywania sojuszu. – Jeżeli kiedykolwiek w przeszłości na Amerykę zawsze można było liczyć, że wypełni luki w systemie obrony Europy, ten czas już się szybko kończy – powiedział ambasador amerykański przy NATO Ivo Daalder.

Stratedzy srodze zawiedli

Dodatkowym potwierdzeniem możliwości rezygnacji z nowej tarczy była rozmowa podsłuchana 26  marcu tego roku przez dziennikarzy pomiędzy prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem a prezydentem Barackiem Obamą w Seulu, która rozwiała ostatecznie złudzenia co do amerykańskich intencji budowy tarczy antyrakietowej i tym samym zabezpieczenie polskiej przestrzeni powietrznej. Barak Obama, nie mając świadomości, że był nagrywany, szczerze oświadczył Miedwiediewowi, że i z  nowej wersji tarczy antyrakietowej zaproponowanej Polakom i Europejczykom Amerykanie są w stanie zrezygnować i zamienić na współpracę z Rosją, jeśli wygra nadchodzące wybory.

Taka postawa Obamy to kolejny przejaw schyłkowej roli Polski w polityce amerykańskiej, w którą budowę mocno inwestowaliśmy przez ostanie kilkanaście lat. Niektórym nawet śniła się pozycja Izraela, Pakistanu czy Egiptu w polityce bezpieczeństwa USA i wielomiliardowe darowizny nowoczesnego sprzętu wojskowego. Okazało się, że chłopski spryt to za mało, żeby przechytrzyć Amerykanów i dostać „free lunch".

Misja w Afganistanie kosztowała nas według Komorowskiego 5 mld zł. To jednak nie wszystkie wydatki z polskiej strony, nie mówiąc już o wysokich kosztach politycznych. Do bilansu należy doliczyć bardzo kosztowny udział w wojnie w Iraku, który wyniósł blisko 3 mld zł plus 80 proc. umorzenia irackiego długu wobec Polaki, wynoszącego 900 mln dolarów, a także koszty polityczne w postaci tajnych więzień CIA na terenie kraju za rządów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Milera   czy zakupy F-16 za grubo ponad 12 mld zł wraz z dodatkowymi kosztami szkolenia pilotów i zakupu uzbrojenia, plus kosztowne remonty starych okrętów darowanych Marynarce Wojennej, a których już się pozbywamy.

Za te pieniądze moglibyśmy mieć supernowoczesną ochronę powietrzną przede wszystkim. Dzisiaj wprawdzie mamy na papierze art. 5 traktatu waszyngtońskiego, ale jesteśmy słabi militarnie i podatni na rakietowy szantaż, stąd ten nagły i chaotyczny wysyp programów zbrojeniowych "od Sasa do Lasa" ze strony prezydenta i MON, bo opcja wpisania się na specjalną listę chronionych krajów w Departamencie Obrony w Waszyngtonie nie wypaliła. Przyczyną też jest przesłanie z ostatniego szczytu NATO z Chicago: teraz priorytetem państw Sojuszu ma być obrona terytorialna, czyli w skrócie każdy niech martwi się sam o siebie. Wskazywałoby na to również milczenie ministerstw obrony Francji i Niemiec poproszonych o komentarz do pomysłu wspólnej tarczy antyrakietowej prezydenta Komorowskiego.

Autor, komandor porucznik rezerwy, jest absolwentem Wydziału Bezpieczeństwa Międzynarodowego Naval's Postgraduate School w Monterey. Był oficerem Naczelnego Dowództwa Sojuszniczych Sił NATO w Europie. Opublikował książki "Widok na Sarajewo" i "Polska armia na posyłki". Obecnie szef niezależnego think tanku Nobilis Media monitorującego funkcjonowanie Sił Zbrojnych

Polska przez najbliższe lata będzie wystawiona na łatwy cel ataku rakietowego. Zagrożone są nasze elektrownie, rafinerie, strategiczne zakłady, jak budujący się terminal gazowy w Świnoujściu. Polska właściwie w ciągu jednego dnia może zostać powalona na kolana nagłym atakiem, którego groźba padała w przeszłości z ust rosyjskich generałów. To konsekwencja naiwnej wiary w amerykańskie obietnice budowy w Polsce tarczy antyrakietowej i obronę naszej przestrzeni powietrznej przez Waszyngton, nie mówiąc już o modernizacji naszych sił zbrojnych.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?