Polska przez najbliższe lata będzie wystawiona na łatwy cel ataku rakietowego. Zagrożone są nasze elektrownie, rafinerie, strategiczne zakłady, jak budujący się terminal gazowy w Świnoujściu. Polska właściwie w ciągu jednego dnia może zostać powalona na kolana nagłym atakiem, którego groźba padała w przeszłości z ust rosyjskich generałów. To konsekwencja naiwnej wiary w amerykańskie obietnice budowy w Polsce tarczy antyrakietowej i obronę naszej przestrzeni powietrznej przez Waszyngton, nie mówiąc już o modernizacji naszych sił zbrojnych.
Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że Polska będzie samodzielnie unowocześniać swój system obrony powietrznej pochodzący jeszcze z czasów sowieckich, budując „tarczę Polski", co jednocześnie oznacza rewizję polskiej polityki bezpieczeństwa i strategicznego sojuszu z USA. To Waszyngton bowiem, budując elementy tarczy antyrakietowej w naszym kraju, miał nam jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo naszej przestrzeni powietrznej.
Dwa lata temu, podczas prezydenckiej kampanii, wyczuwając narastającą frustrację społeczną niespełnionymi amerykańskimi obietnicami, Komorowski wyraźnie zaznaczył potrzebę korekty w relacjach polsko-amerykańskich, mówiąc o konieczności zaprzestania "wysyłania polskich żołnierzy w misje zagraniczne w zamian za „poklepanie po plecach". To była wtedy jedynie retoryka wyborcza nie poparta żadnymi twardymi działaniami. Koncepcja „polskiej tarczy" we współpracy z Niemcami i Francją to już jednak mocny objaw głębokiego zniechęcenia relacjami z Waszyngtonem i sygnał reorientacji polityki bezpieczeństwa na Europę.
Początki tarczy George'a Busha juniora
Warto przypomnieć, że zgoda na budowę elementów tarczy antyrakietowej (wyrzutni rakiet antybalistycznych) w Redzikowie była apogeum polityki budowania strategicznego sojuszu z USA. Tarcza w założeniach chroniła Amerykę przed niespodziewanym atakiem nuklearnym państw takich jak Iran czy Korea Północna. Wyrzutnia rakiet balistycznych miała współpracować z radarem ulokowanym w Czechach i zwalczać na dużej wysokość rakiety balistyczne wystrzeliwane w kierunku USA i Europy. Nasza obrona nie była tutaj priorytetem dla Waszyngtonu. Liczyliśmy jednak, że Amerykanie, mając swoje instalacje wojskowe na terenie Polski, w razie zagrożenia będą skutecznie bronić Polski, w tym jej przestrzeni powietrznej i zaoszczędzimy trochę grosza. Amerykanie mieli również pomóc w modernizacji polskich Sił Zbrojnych.
Równie istotne było dla nas twarde przesłanie polityczne tarczy. Mówiliśmy wtedy Moskwie: jesteśmy od was niezależni i chcemy być dla was równorzędnymi partnerami, bo mamy amerykański parasol wojskowy. Wysyłaliśmy też sygnał Europie o naszych uprzywilejowanych relacjach z Waszyngtonem i domagaliśmy się uznania nas za lidera w Europie Środkowej. Był to jednocześnie sygnał, że priorytetem polskiej polityki bezpieczeństwa są Stany Zjednoczone, a nie europejscy sojusznicy. Był to również sygnał o nieufności co do wiarygodności gwarancji NATO ze strony krajów europejskich.