Włoch, który postawił się Niemcom

Cóż za zaskakujący zwrot akcji - okazuje się, że najważniejszą postacią w Europie jest Mario Draghi, a jego głównym oponentem szef Bundesbanku Jens Weidmann - zauważa publicysta

Publikacja: 10.09.2012 20:34

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Rzadko się zdarza, by europejski polityk lub urzędnik spełnił jakąś obietnicę, w dodatku w tak krótkim czasie. Szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi zapewniał w lipcu, iż uczyni wszystko, co w jego mocy, by uratować euro. Rynki zareagowały wówczas tak, jak zazwyczaj reagują na każdy optymistyczny sygnał w czasach smuty: krótkotrwałą euforią.

Niemniej wielu ekonomistów i publicystów nie przyłączyło się do radośnie podskakującego tłumu i wyrażało wątpliwości: co tak naprawdę może „Super Mario”, jaka jest rzeczywista moc EBC i wreszcie - na ile pozwolą mu władcy Europy znad Szprewy.

W ubiegły czwartek Włoch swoją obietnicę zrealizował: zapowiedział, iż bank wszystkich banków odkręci kurek z pieniędzmi i będzie skupował - bez żadnych ograniczeń - obligacje państw zagrożonych bankructwem.

Oczywiście pod pewnymi warunkami: Hiszpania i Włochy, pierwsze w kolejce do jałmużny, muszą najpierw ładnie, pokornie i oficjalnie poprosić Unię Europejską o ratunek. Wtedy do akcji wkroczy Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej (lub jego następca - Europejski Mechanizm Stabilizacyjny), a dopiero potem włączy się „Super Mario”. Plan piękny w swej prostocie, odważny i dający kilku państwom strefy euro nadzieję na to, iż unikną finansowej śmierci klinicznej.

Bieguny władzy w UE nieco się przesunęły - z Berlina w stronę Frankfurtu

Jak odpowiedziały rynki na deklarację Draghiego? Tak jak odpowiadają zazwyczaj na fantastyczne wieści w czasach smuty: euforią. Ile potrwa ten nastrój? To już nie zależy ani od „Super Mario”, ani od Mariano Rajoya, ani od Mario Montiego. Europejska gospodarka jest w tak fatalnym stanie, iż w każdej chwili może się przewrócić z wycieńczenia i nawet najlepszy defibrylator made in Germany jej nie zreanimuje. - EBC postępuje słusznie, ale nie doprowadzi do żadnego przełomu - uznał Nouriel Roubini, słynny ekonomista-jasnowidz. - Strefa euro jest nadal w kryzysie. Dopóki Europa nie zatrzyma pogłębiającej się recesji i dopóki mieszkańcy krajów Południa nie zobaczą światełka w tunelu - nie w ciągu 5 lat, lecz 12 miesięcy - polityczne konsekwencje mogą być dotkliwe: strajki, zamieszki, upadki kolejnych rządów.

Kolejny kluczowy moment

Ni stąd, ni zowąd na Starym Kontynencie skończył się sezon ogórkowy i nadszedł 258. „kluczowy moment”. W istocie to, co czeka nas w tym tygodniu, to seria klimatycznych wydarzeń, z których każde będzie miało ogromny wpływ na europejską politykę i gospodarkę. Szczyt nadejdzie jutro.

Po pierwsze: Trybunał Konstytucji w Karlsruhe wyda werdykt w kwestii zgodności traktatu o Europejskim Mechanizmie Stabilizacyjnym z niemiecką ustawą zasadniczą. Wiele skazuje na to, iż da funduszowi zielone światło, a proces ratyfikacji EMS w Bundestagu zostanie sfinalizowany. Notowania na rynkach pójdą w górę, aczkolwiek nieznacznie, bo już wcześniej wkalkulowały sobie pozytywny wyrok trybunału. Orzeczenie sędziów z Karlsruhe jest niezwykle ważne z jednego, zasadniczego powodu: EMS będzie miał po prostu do dyspozycji dużo więcej pieniędzy niż EFSF, w dodatku pieniędzy realnych, a nie „gwarancji”. Bez EMS jakakolwiek pomoc dla Hiszpanii czy Italii jest de facto niemożliwa, nawet przy wsparciu Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Po drugie: José Manuel Barroso ma przedstawić projekt Komisji Europejskiej w sprawie utworzenia unijnego nadzoru bankowego. To kolejny krok w stronę unii fiskalnej i kroczek w stronę unii politycznej. Rozmowy na temat nadzoru mają się zakończyć w ciągu trzech miesięcy, tak, aby został on ostatecznie przyklepany na szczycie UE w połowie grudnia. Co ciekawe, Niemcy, które naciskały na jego stworzenie, teraz mają wątpliwości, czy nadzorem powinny zostać objęte wszystkie banki w strefie euro - czyli ok. 6 tysięcy. Prawdopodobnie Angela Merkel chciałaby, aby Europa kontrolowała banki europejskie (bo są duże), a Niemcy - banki niemieckie (bo oprócz Deutsche Banku są mniejsze oraz, ma się rozumieć, uczciwsze).

Po trzecie wreszcie: w Holandii odbędą się tego samego dnia wybory parlamentarne, które prawdopodobnie wyniosą do władzy Emile’a Roemera, lidera Partii Socjalistycznej. Znanego ze swojego eurosceptycyzmu (chociaż nie tak zjadliwego jak w przypadku Geerta Wildersa), niechętnego pompowaniu kasy w darmozjadów z południa i krytycznego wobec budżetowego dyktatu Brukseli.

Roemer stwierdził podczas kampanii wyborczej, iż za jego rządów, jeśli Holandia będzie miała zapłacić kary za przekraczanie limitów przewidzianych w pakcie fiskalnym, to owszem, zapłaci, ale po jego trupie.

Ciężka kawaleria EBC

Przed nami zatem ciekawy i burzliwy tydzień, w którym główne role będą grać aktorzy dotąd niedoceniani i pozostający w cieniu. Sędziowie z Karlsruhe, przed którymi od dłuższego czasu drży sama pani kanclerz. 50-letni socjalista z Hagi, przed którym zacznie zaraz drżeć Bruksela. Oraz Europejski Bank Centralny, który zapewne od 2013 roku przyjmie na siebie rolę cerbera całego sektora bankowego w eurolandzie.

Zatrzymajmy się przy tej ostatniej instytucji. EBC z dnia na dzień stał się głównym rozgrywającym w Europie. Mario Draghi jest na ustach wszystkich, wszędzie analizuje się i rozbiera na czynniki pierwsze każdą wypowiedzianą przez niego sylabę. Jeśli otworzymy lodówkę, najpewniej wyskoczy z niej Draghi. Wagę EBC podkreśla jeszcze przewidywana kolejność działań ratunkowych. Draghi mówi: najpierw wyślijcie do boju wasz Europejski Mechanizm Stabilizacyjny, czyli piechotę. A potem przyjdzie kolej na nas: ciężką kawalerię.
Kiedy EBC zostanie jeszcze bankowym supernadzorcą, ten włoski profesor ekonomii o temperamencie niemieckiego profesora ekonomii zyska władzę równą Juliuszowi Cezarowi, a przynajmniej Karolowi Wielkiemu.

Dotąd Europejski Bank Centralny pełnił funkcję służebną wobec Unii, a raczej wobec jej najpotężniejszego udziałowca - Niemiec. Jego głównym zadaniem było trzymanie w ryzach inflacji, co rządowi w Berlinie bardzo się podobało. Wszak od czasów Republiki Weimarskiej słowo na „i” wywołuje u Niemców ostrą wysypkę i ataki paniki. Dlatego szef Bundesbanku Jens Weidmann załamywał ręce nad operacjami skupowania przez EBC na rynku wtórnym papierów dłużnych Hiszpanii, Włoch czy Grecji, bo regularne zalewanie rynku dziesiątkami miliardów euro groziło skokiem inflacji.

Ten sam Weidmann był jedynym przedstawicielem Rady Gubernatorów EBC (składającej się z sześciu członków zarządu i 17 prezesów banków centralnych strefy euro), który głosował przeciwko nieograniczonej interwencji na rynku obligacji. Jednocześnie Angela Merkel otwarcie poparła decyzję Draghiego, choć należy to raczej traktować jako wyraz kurtuazji i próbę złagodzenia napięcia niż pełną akceptację działań Włocha.

Cios w niemiecką arogancję

Dotychczas gospodarcze losy Europy były postrzegane przez pryzmat poglądów i zamiarów pani kanclerz Niemiec oraz - ewentualnie - poglądów i zamiarów prezydenta Francji: najpierw Nicolasa Sarkozy’ego, a potem Francois Hollande’a. Niemiecko-francuski silnik był albo dobrze naoliwiony (w czasach hossy), albo się krztusił.

Po drugiej stronie stali najczęściej wredni Brytyjczycy, „opóźniający integrację” i „dbający wyłącznie o własne interesy”. To był główny front rywalizacji o przyszły kształt Unii Europejskiej.

Teraz się okazuje, że najważniejszą postacią w Europie jest Mario Draghi, a jego głównym oponentem - Jens Weidmann. Cóż za zaskakujący zwrot akcji: to tak jakby w sadze „Gwiezdne wojny” Lord Vader i Luke Skywalker zostali zepchnięci na drugi plan, a główne role zagraliby Chewbacca i Lord Dooku.

Niemiecka prasa zgodnie potępiła Draghiego. „Die Welt” pisał o „niebezpiecznym kroku”, a „Süddeutsche Zeitung” zupełnie poważnie ostrzegał, że „niemieccy obywatele ruszą na barykady”. Z kolei prasa włoska wychwalała swojego rodaka pod niebiosa. Redaktor naczelny „Il Giornale” obwieścił, iż Draghi zadał cios „niemieckiej arogancji”.

Zarówno niemieccy komentatorzy, jak i politycy wydają się nieco oszołomieni tym, co się wydarzyło. Niewykluczone, że za jakiś czas Angela Merkel i jej minister finansów Wolfgang Schäuble wrócą do pierwszego szeregu, a Europa znów będzie się wsłuchiwać w ich słowa i podążać za ich wskazówkami.

Na razie jednak wyraźnie widać, że bieguny władzy w UE nieco się przesunęły - z Berlina w stronę Frankfurtu. To niby tylko 500 kilometrów, niby wciąż jesteśmy w Niemczech, a jednak...

Autor jest publicystą „Uważam Rze”

Rzadko się zdarza, by europejski polityk lub urzędnik spełnił jakąś obietnicę, w dodatku w tak krótkim czasie. Szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi zapewniał w lipcu, iż uczyni wszystko, co w jego mocy, by uratować euro. Rynki zareagowały wówczas tak, jak zazwyczaj reagują na każdy optymistyczny sygnał w czasach smuty: krótkotrwałą euforią.

Niemniej wielu ekonomistów i publicystów nie przyłączyło się do radośnie podskakującego tłumu i wyrażało wątpliwości: co tak naprawdę może „Super Mario”, jaka jest rzeczywista moc EBC i wreszcie - na ile pozwolą mu władcy Europy znad Szprewy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?