Nie przyłączę się do tych, którzy w związku z tym krzyczą o przygotowywaniu kolejnego rozbioru, a co najmniej uczestnictwa obcych służb w tłumieniu skierowanych przeciw PO zamieszek, jakiejś nowej edycji „bratniej pomocy”. Celem ustawy (w tej części, która nie dotyczy operacji ratowniczych) jest ewidentnie stworzenie podstawy dla działań na terenie Polski obcych funkcjonariuszy, które skierowane byłyby w obywateli ich państw.
Kiedy przypomnimy sobie Euro 2012, a zresztą każdy większy mecz, widzimy że nie jest to problem wymyślony. Kiedy przypomnimy sobie, co potrafi się dziać, gdy jakaś międzynarodowa konferencja przyciągnie uwagę środowisk radykalnie lewackich (pamiętamy zloty demolujących miasta zadymiarzy z różnych krajów), to wrażenie stanie się jeszcze bardziej dojmujące. A są też przecież sytuacje, w których jest logiczne, by w „zdjęciu” ukrywającego się w Polsce przestępcy uczestniczyli funkcjonariusze z jego kraju, do którego i tak ma on zostać ekstradowany. Zapewne jest jeszcze multum sytuacji, uzasadniających potrzebę nowego aktu prawnego.
Tylko... i tu zaczynają się wątpliwości.
Po pierwsze – w projekcie nigdzie nie pada wprost sformułowanie, że obcy funkcjonariusze mają zajmować się swoimi obywatelami. A po drugie – nie zawiera on katalogu sytuacji, mogących powodować potrzebę ich działania w naszym kraju. Sformułowania typu „w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości” czy (alternatywnie) „w związku ze zgromadzeniami, imprezami masowymi lub podobnymi wydarzeniami, klęskami żywiołowymi oraz poważnymi wypadkami w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości” nie są takim katalogiem. Odwrotnie – sprawiają wrażenie typowych sformułowań-wytrychów.
Chyba rozumiem, dlaczego. Służby obawiają się, że jakiekolwiek zawężenie katalogu uniemożliwi im reakcję w sytuacji nietypowej.