Netanjahu ratuje Tuska

Problemem naszej koalicji rządowej jest to, że mocarstwa zachodnie nie chcą mieć w Europie Środkowo-Wschodniej punktów zapalnych. Dlatego oczekują od Polski spokoju w jej stosunkach z Rosją – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 13.06.2013 19:39

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Skończona właśnie wizyta Beniamina Netanjahu w Polsce była Donaldowi Tuskowi bardzo potrzebna. I bynajmniej nie tylko z uwagi na stosunki między Warszawą a Tel Awiwem. Ciepłe słowa, jakie szef polskiego rządu usłyszał od izraelskiego gościa, stanowią istotne wsparcie dla polityka, który ma od jakiegoś czasu kłopoty z... Rosją. Tusk chciał na tym polu dobrze, ale mu nie wyszło. Moskwa bowiem nie kieruje się zasadami wzajemności i wdzięczności.

Nowy kurs na Rosję

Wszystko zaczęło się w roku 2007, kiedy Platforma Obywatelska wygrała wybory parlamentarne i utworzyła swój pierwszy rząd. Wtedy partia ta postanowiła się odciąć od atakowanej ze wszystkich stron polityki wschodniej PiS, którą opiniotwórcze media w Polsce i poza nią przedstawiały jako erupcję awanturniczej rusofobii.
Nikt rzecz jasna nie wnikał w to, że ekipy Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego reagowały po prostu na konfrontacyjny kurs Moskwy, która próbowała poróżnić kraje Unii Europejskiej chociażby w kwestiach wspólnego bezpieczeństwa energetycznego.

Nie sposób abstrahować od polityki, kiedy pochodzący z ZSRR miliarder używa wobec Polski określenia „bliska zagranica", którym niegdyś określano moskiewskie satelity bloku wschodniego

Dokonujący się zwrot w przypadku pewnych polityków musiał oznaczać poważne odcięcie się od swojej niedawnej przeszłości. W roku 2006 Radosław Sikorski jako minister obrony narodowej w rządzie PiS mówił o projekcie Nord Stream jako o nowym pakcie Ribbentrop–Mołotow. Tymczasem niecałe dwa lata później, będąc ministrem spraw zagranicznych w rządzie PO, ten sam polityk przygotował wizytę swojego przełożonego w Moskwie, która miała być nowym otwarciem w stosunkach Warszawy z Moskwą.

I tak też się stało. Można było odnieść wrażenie, że stosunki polsko-rosyjskie zdecydowanie się poprawiły. Polska przestała blokować zawarcie umowy między UE a Rosją, z kolei Rosja zniosła embargo na import polskiego mięsa, realizując tym samym – chcąc nie chcąc – oczekiwania głównego gracza unijnego, czyli Niemiec. „Przeszkadzał” tylko Lech Kaczyński. Kiedy w roku 2008 wybuchła wojna gruzińsko-rosyjska, polski prezydent stanął po stronie zakaukaskiego państwa, co na Kremlu odbierane było jako jednoznacznie wrogi gest.

Nic zatem dziwnego, że troszczący się o harmonię w stosunkach polsko-rosyjskich rząd Donalda Tuska chciał minimalizować obecność głowy państwa na odcinku polityki wschodniej. I tak doszło do rozdzielenia wizyt prezydenta i premiera na uroczystościach katyńskich w roku 2010, co było poniekąd wynikiem także intryg rosyjskich.

Batalia o gaz

Po katastrofie smoleńskiej w oficjalnej propagandzie władz polskich i rosyjskich nastąpiło wzmocnienie narracji o pojednaniu Polaków z Rosjanami. Tymczasem przygotowywany był już raport MAK, który na początku roku 2011 okazał się gorącym kartoflem włożonym Tuskowi do ręki przez Moskwę, gdyż obarczał całkowitą winą za katastrofę generała Andrzeja Błasika i pilotów tupolewa. Ciężko było wytłumaczyć polskiej opinii publicznej, że Rosjanie badają przyczyny katastrofy obiektywnie i można im ufać.

Problemy we współpracy polsko-rosyjskiej dotyczyły jednak nie tylko śledztwa smoleńskiego. W roku 2010 toczyła się przecież batalia o nową umowę gazową. Wtedy też ujawniły się rozdźwięki w polskim rządzie. Negocjujący ze stroną rosyjską urzędnicy kierowanego wówczas przez wicepremiera Waldemara Pawlaka Ministerstwa Gospodarki zgodzili się na warunki Gazpromu.

Z kolei Komisja Europejska – w osobie komisarza do spraw energii, Niemca Günthera Oettingera – wskazywała na niezgodność niektórych zapisów w umowie z prawem unijnym. W tle tych zastrzeżeń była oczywiście kwestia uzależnienia energetycznego Polski od Rosji. A prounijna linia Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego miała przecież w założeniu, że ze stanowiskiem KE trzeba się liczyć, zwłaszcza jeśli – jak możemy się domyślać – wyraża je komisarz z Niemiec.

Grożenie antysemityzmem

I tak dochodzimy do konfliktu polskiego rządu z Wiaczesławem Mosze Kantorem. Ten pochodzący z ZSRR, posiadający podwójne – rosyjskie i izraelskie – obywatelstwo biznesmen jest właścicielem firmy Acron, która stara się o przejęcie tarnowskich Azotów. Warto tu przypomnieć wypowiedzi, które padły jakiś czas temu w programie „Studio Wschód” na antenie TVP Info.

Były minister skarbu Mikołaj Budzanowski tak uzasadniał decyzję polskiego rządu: „Dzisiaj Polska ma zakontraktowanych 8,5 mld metrów sześciennych gazu, które musi odebrać w ramach umowy z Gazpromem do 2022 roku. Jednocześnie mamy otwarty rynek gazu. Jeżeli byłby nowy właściciel Azotów tarnowskich, to mówimy o trzech potężnych fabrykach, to mógłby dodatkowy gaz importować ze Wschodu. To realne zagrożenie”.

Kantor zaś formułował swoje racje następująco: „Wejście do Polski miało tylko jeden powód – udostępnienie Acronowi naszej nadwyżki surowcowej. Chcieliśmy mieć na tak zwanym terenie bliskiej zagranicy przedłużenie naszej infrastruktury. Tarnów był najlepszym przedsiębiorstwem, które odpowiadało temu celowi”.

Rosyjsko-izraelski biznesmen podkreślał na każdym kroku, że kieruje się wyłącznie kalkulacjami ekonomicznymi, że w jego działaniach nie ma żadnego podtekstu politycznego. A jednak nie sposób abstrahować od polityki, kiedy miliarder używa wobec Polski określenia „bliska zagranica”, którym niegdyś określano moskiewskie satelity bloku wschodniego. To może ujawniać pewien sposób myślenia o Polsce jako kraju znajdującym się w rosyjskiej strefie wpływów. Szczególnie że chodzi o człowieka, który – przy innych okazjach – promując kremlowską politykę historyczną, sławi bez wnikania w niuanse zwycięstwo Związku Sowieckiego nad III Rzeszą i sprzeciwia się zrównywaniu stalinizmu z nazizmem.

W przywołanym programie Kantor przypuścił też bezprecedensowy atak na polskiego premiera: „Dlaczego Donald Tusk uważa, że ma monopol na decydowanie, co jest dobre dla Polski? Proszę przedstawić argumenty, proszę nie wskrzeszać upiorów typu »zagrożenie dla energetycznego bezpieczeństwa Polski«! Przecież znajdujemy się w demokratycznym państwie... No chyba że wprowadzicie zakaz biznesowej działalności. Chce pan powrotu do przeszłości, panie Tusk?”.

Wreszcie Kantor, będący też przewodniczącym Europejskiego Kongresu Żydów, sięgnął po pogróżkę, którą można skutecznie zastraszyć niejednego polityka dbającego o swoją międzynarodową reputację. Wyraził wobec Tuska wdzięczność za to, że spór o Azoty polscy politycy nie zamienili w akcję antysemicką, bo – jak to ujął – „od takich ludzi można oczekiwać przekroczenia takiej granicy”.

Brakuje zręczności

Tak więc wbrew oskarżeniom miotanym w środowiskach prawicowych pod adresem Donalda Tuska nie jest on żadnym lokajem Kremla. Jako antypeerelowski opozycjonista opowiadał się zawsze za integracją Polski z Zachodem. Problem pojawił się wtedy, kiedy się okazało, że mocarstwa zachodnie nie chcą mieć w Europie Środkowo-Wschodniej punktów zapalnych i oczekują od Polski spokoju w jej stosunkach z Rosją. Tyle że polityka międzynarodowa to pole konfliktu rozmaitych interesów i łagodzenie napięć wymaga zręczności, której Tuskowi czy Sikorskiemu ewidentnie brakuje.

W porę na ratunek przybył jednak Beniamin Netanjahu, który wyraźnie dał światowej opinii publicznej do zrozumienia, że w Polsce nie może być mowy o jakimkolwiek państwowym antysemityzmie.

Skończona właśnie wizyta Beniamina Netanjahu w Polsce była Donaldowi Tuskowi bardzo potrzebna. I bynajmniej nie tylko z uwagi na stosunki między Warszawą a Tel Awiwem. Ciepłe słowa, jakie szef polskiego rządu usłyszał od izraelskiego gościa, stanowią istotne wsparcie dla polityka, który ma od jakiegoś czasu kłopoty z... Rosją. Tusk chciał na tym polu dobrze, ale mu nie wyszło. Moskwa bowiem nie kieruje się zasadami wzajemności i wdzięczności.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska