Ostatnie czego Polsce potrzeba, to spór przy obchodach 70. rocznicy ludobójstwa Polaków na Wołyniu. Zamiast zgodnie i godnie oddać cześć ofiarom i potępić mordy, spalamy się na dyskusjach. Jakbyśmy nie dostrzegali, że na Ukrainie zachodzą ważne zmiany. Oto właśnie po latach rośnie nad Dnieprem nowa generacja: wrażliwa, kompetentna, niezsowietyzowana i uznająca europejskie wartości. A te w radykalnym, integralnym nacjonalizmie widzą największe zagrożenie dla pokoju. Jest oczywiste, że musi ona dojrzeć do potępienia zbrodni. Sami również przerabialiśmy tę lekcję i nie od razu byliśmy gotowi, aby uznać zbrodnię w Jedwabnym oraz potępić mord na ludności żydowskiej.
Rolą polityków nie jest opisywanie historii. Jest nią budowanie kontekstu dla rozwoju stosunków polsko-ukraińskich w przyszłości
Nie piszę o tym, aby porównywać te wydarzenia, lecz aby uświadomić, że odniesienie się do tragicznych wydarzeń jest delikatnym procesem w ramach świadomości społecznej, wymagającym czasu, ale i jednoznaczności po naszej stronie. A tej jednoznaczności do tej pory brakowało. Aby wykorzystać szansę, którą stwarza proces europeizacji wśród młodych ludzi, powinniśmy dziś, gdy żyją jeszcze ostatni świadkowie tych wydarzeń, zdobyć się na godne uczczenie ofiar, bez kompromisu z historyczną prawdą i w duchu pojednania z Ukraińcami.
Zbrodnia ludobójstwa
Obchody rocznicy powinny zakończyć wewnętrzne spory i różnice. Wewnętrzna dyskusja w polskim Sejmie wokół uchwały w 70. rocznicę mordów na Wołyniu koncentruje się dziś m. in. wokół stwierdzenia, czy zbrodnia wołyńska była ludobójstwem. Sprawa ta nie jest dyskusyjna. Jeżeli oprzemy się na klasycznej definicji Rafała Lemkina, spór ten nie ma sensu. Zbrodnie te były masowymi mordami dokonanymi w zamiarze zniszczenia narodowej grupy Polaków i jako takie powinny być kwalifikowane jako ludobójstwo. Nie mają w tej sprawie wątpliwości IPN ani polscy historycy, od lat rzetelnie badający źródła. Wiele razy wypowiadał się w tej sprawie m.in. wybitny znawca tematu, prof. Grzegorz Motyka.
Rolą polityków nie jest opisywanie historii. Jest nią budowanie kontekstu dla rozwoju stosunków polsko-ukraińskich w przyszłości. Istota problemu tkwi zatem gdzie indziej. Mianowicie, czy czcząc ofiary, czynimy to w sposób, który pomaga wzajemnemu pojednaniu? Czy może jest tak, że z jednej strony ból podsuwa zapiekłość w nienawiści, a z drugiej obawa przed prawdą skłania do kompromisów z historią? Czy nie jest tak, że obie strony dyskusji nawzajem nakręcają spiralę nieufności?