Jak się pozbyć Gowina

Rozpuszczanie pogłosek o konszachtach byłego ministra z Jarosławem Kaczyńskim ma uwiarygodnić ostateczną rozprawę z nim przed własną partią i elektoratem – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 04.07.2013 19:47

Mariusz Cieślik

Mariusz Cieślik

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzin?ski Robert Gardzin?ski

W przypadkach takich jak Gowina działa prawo serii. Wszyscy zainteresowani, czyli parlamentarzyści oraz dziennikarze, plotkę znają i czekają, aż ktoś się wyłamie, ujawniając ją publicznie. Wtedy już można sprawę uznać za oficjalną i ją skomentować.

Oczywiście liczba tych, którzy nie mogą się doczekać upublicznienia plotki, jest wprost proporcjonalna do liczby przeciwników. A tych, jak widać, Jarosławowi Gowinowi nie brakuje, zarówno w Sejmie, jak i w mediach.

Polityk PO ma się czym martwić. Zwykle rozpuszczanie pogłosek poprzedza zmasowany atak partyjnych konkurentów, co często się kończy polityczną śmiercią. Bo choć mówimy o informacjach niesprawdzonych, a najczęściej wręcz nieprawdziwych, to siła ich rażenia potrafi być bardzo duża.

Plotki w polityce były, są i będą. Nowością jest jednak, że w ich kolportowaniu pomagają tzw. media opiniotwórcze

Zresztą Jarosław Gowin nie pierwszy raz jest w ten sposób atakowany. Nie dalej jak kilka miesięcy temu plotki na jego temat przybrały takie rozmiary, że ich zdementowaniem zajął się tygodnik „Wprost”, a w artykule wypowiadał się nawet sam zainteresowany.

News dnia

Teraz sygnał do ataku dała „Gazeta Wyborcza”, delikatnie mówiąc niepałająca nadmierną sympatią do Jarosława Gowina, publikując artykuł „Tajemnicze spotkanie Gowina z Kaczyńskim. Sejm huczy od plotek”. Tekst w najlepszym tabloidowym stylu, który pod pozorem rozprawienia się z pogłoską ma za zadanie poinformować o jej istnieniu.

Tak właśnie robi prasa bulwarowa, która udaje przy okazji, że troszczy się o los pomówionego. Nic dziwnego, że autorki zamiast nazwiskami podpisały się skrótami. Mają się czego wstydzić. Do tej pory dzienniki opinii takich rzeczy nie robiły.

A dzięki temu do akcji ochoczo mogą się włączać stacje telewizyjne. Plotka jest przedmiotem poważnych analiz, a kończy się tym, że w głównym wydaniu środowych „Wiadomości” materiał o niej staje się numerem 1! Czyli najważniejszą informacją dnia, w co doprawdy trudno uwierzyć, bo to w ogóle nie jest informacja, a nawet gdyby była, to trudno uznać ją za istotną.

Tymczasem w TVP plotkę dementuje sam Gowin, a komentuje spora grupa polityków PO z premierem włącznie oraz parlamentarzyści innych partii.

Co takiego napisała „Gazeta Wyborcza”, że znaleźli się ludzie, którzy uznali, że to najważniejszy news dnia? Ano z artykułu można się dowiedzieć, że po Sejmie krążą pogłoski o tajnym spotkaniu Gowina z Kaczyńskim. Plotki potwierdzone przez autorki w aż dwóch niezależnych źródłach, co jak rozumiem, ma być dowodem na zachowanie wszelkich reguł staranności dziennikarskiej. A że są to źródła anonimowe? Cóż, najwyraźniej informacja jest tak niebezpieczna, że ludzie boją się o niej mówić pod nazwiskiem. Coś jak tajemnice służb specjalnych, afery czy ważne policyjne śledztwa.

Ale dość żartów. Bo w sumie sprawa jest poważna. Z artykułu wynika, że wedle plotek Gowin spotykał się z prezesem PiS, by się dogadać w sprawie transferu własnego oraz grupy konserwatystów na listy wyborcze partii Kaczyńskiego. Ponoć plan byłego ministra sprawiedliwości jest taki, że wraz ze swoimi stronnikami chce z hukiem odejść z Platformy i założyć własne ugrupowanie. Potem zaś wystartować w wyborach w sojuszu z PiS.

Przy okazji warto zauważyć, że choć plotka stała się hitem sezonu ogórkowego, autorki artykułu mają bardzo słabe źródła. Każdy, kto zna choć kilku polityków, słyszał o niej jakieś 3–4 miesiące temu. Tyle że nikomu nie przyszło do głowy jej publikować.

Zawsze się coś przylepi

Oczywiście każdy, kto wie, jak funkcjonuje polska polityka, doskonale rozumie też, dlaczego przeciwnicy Gowina z własnej partii (bo nie ma specjalnych wątpliwości, że to oni za tym stoją) wybrali taki moment na atak.

W Platformie zbliżają się wybory, a były minister sprawiedliwości po usunięciu z rządu z otwartą przyłbicą stanął do walki z Donaldem Tuskiem. Krytykuje zarówno premiera, jak i swoich kolegów, ogłasza, że będzie startował jako kontrkandydat szefa rządu, a to w PO nie może się podobać. Jak każda typowa partia władzy, której członków nie łączy żadna idea ani spójny program, skupiona jest jedynie na tym, by jak najdłużej utrzymać się u steru.

W związku z tym ci, którzy zgłaszają uwagi co do jakości rządzenia, a do tego mają jakieś postulaty światopoglądowe, są uznawani za wrogów. Tak zatem kolportowanie plotek jest elementem kampanii negatywnej, która w zamyśle przeciwników Gowina ma zakończyć się jego wyrzuceniem z partii, a jak to się nie uda, to przynajmniej zepchnięciem na boczny tor. Rozpuszczanie pogłosek o konszachtach byłego ministra z Jarosławem Kaczyńskim ma uwiarygodnić ostateczną rozprawę z nim przed własną partią i elektoratem.

Romans Kwaśniewskiego

Jeśli ktoś myśli, że to przesada, myli się. Plotki bywają bardzo niebezpieczne i zniszczyły już w Polsce niejednego polityka, a licznym narobiły bardzo poważnych kłopotów. Bo przecież po jakimś czasie, gdy przyjdzie do zrobienia porządku z opluskwianym przeciwnikiem, nikt nie będzie pamiętał szczegółów, za to wielu zostanie w głowach, że ma on coś na sumieniu: knuł z wrogami albo zaplątał się w jakieś ciemne sprawy. „Dzielnie powtarzaj – zawsze się coś przylepi” – zalecał wybitny filozof Francis Bacon i wiedział, co mówi.

Warto pod tym kątem przyjrzeć się politycznej historii 20-lecia wolnej Polski. Wtedy przekonamy się, że rozpuszczaniem plotek zajmowali się zarówno przeciwnicy, jak i służby specjalne. A parokrotnie niechlubną rolę odegrały w tym procederze media.
Przykłady? Bardzo proszę. Tak było choćby w sprawie najgłośniejszej bodaj pogłoski III RP o romansie Aleksandra Kwaśniewskiego z Edytą Górniak, którą w końcu opisało kilka gazet, a sam prezydent poczuł się zobligowany, by ją dementować.

W tym przypadku trudno było zaszkodzić głowie państwa, bo Kwaśniewski był już w trakcie drugiej kadencji i o żadne stanowiska się nie ubiegał. Ale nie ma szczególnych wątpliwości, o co chodziło i kto plotkę rozpuszczał. Osłabiony aferą Rywina obóz Leszka Millera chciał w ten sposób odwrócić uwagę od swoich problemów i przez chwilę nawet mu się udało.

Całkiem udanym atakiem politycznym, by pozostać przy najwyższym urzędzie, były opowieści o alkoholizmie Lecha Kaczyńskiego kolportowane przez ówczesną opozycję, które nie znalazły żadnego potwierdzenia w żadnej z licznych książek dotyczących prezydenta.

Ale są przecież przykłady jeszcze bardziej spektakularne, takie jak kampania przeciw grupie polityków PiS, którzy później stworzyli PJN. Zanim wypchnięto ich z partii, przez wiele tygodni trwał atak na nich, a jego narzędziem były plotki.

Politycy z konkurencyjnych frakcji opowiadali o Pawle Kowalu, Pawle Poncyljuszu, Joannie Kluzik-Rostkowskiej, Michale Kamińskim czy Adamie Bielanie niestworzone historie. O ich kontaktach ze służbami specjalnymi, zamiłowaniu do luksusu czy spiskach mających zaszkodzić Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Kampania negatywna odbywała się, wszystko na to wskazuje, za cichym przyzwoleniem prezesa PiS i okazała się udanym wstępem do pozbycia się grupy polityków, których uznał on za niepotrzebny balast.

Haki na Kaczyńskiego

Zaskakuje to tym bardziej, że sam Kaczyński wielokrotnie był przedmiotem najróżniejszych plotek, także inspirowanych przez służby specjalne. Prawdopodobnie pogłoski o jego homoseksualizmie, które nie wygasły do dziś, wiążą się z zawartością osławionej szafy Lesiaka i sprawą inwigilacji prawicy w czasach rządu Hanny Suchockiej.

Na jednej z konferencji prasowych, kiedy Kaczyński ujawniał zawartość swojej sfałszowanej teczki z IPN, dziennikarz zadał mu nawet dotyczące tej kwestii pytanie. Prezes PiS z kamienną twarzą odpowiedział, że w dokumentach nie ma nic na temat szukania na niego obyczajowych haków.

Przykłady opisane powyżej dotyczą spraw znanych publicznie. Ale przecież plotek na temat wszystkich czołowych polityków krążą w sejmowych i rządowych kuluarach dziesiątki. Większość dotyczy spraw obyczajowych, domniemanych romansów i ukrywania prawdziwej orientacji seksualnej, ale na drugim miejscu są te traktujące o spiskach, takie jak pogłoska na temat Gowina.

Kolportaż plotek nigdy nie był tak łatwy jak dziś. Mamy dwa konkurencyjne tabloidy i Internet, który bywa autentycznym ściekiem, a wielu ludzi lubi wylewać tam swoje frustracje. Na to jednak niewiele da się poradzić.

Zupełnie inną sprawą jest publikowanie plotek w mediach uchodzących za poważne i opiniotwórcze. Jeśli dziennikarze pracujący w takich miejscach nie będą respektować standardów, to standardy przestaną istnieć. Jak widać, jesteśmy coraz bliżej takiej sytuacji.

Sprawa jest bardzo poważna, bo uderza w fundament, na jakim zbudowane są media. Podstawową regułą w dziennikarstwie jest wiarygodność i dlatego publikacja plotek jest tak bardzo groźna.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?