„PSL ma swój pomysł na finansowanie partii politycznych" – zaanonsował news „Równo podzieleni" prezenter TVN24 (6 lipca 2013). Trzydzieści parę lat temu, gdy profesor Konrad Górski nadał swojemu artykułowi tytuł - „Reżyser ma pomysły", wyczucie gryzącej ironii w określeniu „pomysły" nie przekraczało możliwości intelektualnych przeciętnego inteligenta. Dziś słowo „pomysł", bez względu na modne zaklęcia o powszechnie panującym profesjonalizmie, rozparło się u nas na dobre nawet w parlamencie. W dyskusjach politycznych, w Sejmie, w mediach najczęściej nie słyszymy o poważnych planach, projektach, opracowaniach, propozycjach, ofertach politycznych. Mamy w zamian bezustanne żniwa spontanicznych „pomysłów". Jako efemerydy z natury, przeróżne te „pomysły" najczęściej nie osiągają stadium motyla. Ale też „pomysłów" dziennikarze domagają się od polityków bezustannie. O czymś przecież trzeba wciąż rozprawiać. Najlepiej dużo, barwnie i niekoniecznie zobowiązująco. Wtedy także najłatwiej wymykają się słowa niezbyt parlamentarne i niezgrabne wyrażenia.
Nobilitacja słów – parweniuszy w mowie parlamentarzystów jest jak ucieranie babki piaskowej z margaryny, jajecznego proszku i słodziku. Można wtedy zapomnieć o klasie, nie mówiąc o smaku. A parlamentaryzm powinien kojarzyć się ze smakiem najlepszej śmietanki, nie zaś cienkiego zabielacza do kawy.
- „Demolka całego systemu" – wydał Waldemar Pawlak diagnozę stanowiska PO. Gdyby Nikodem Dyzma jeszcze żył, to właśnie tak by chyba rzecz ujął.
- „Niech nikt nie pieprzy, za przeproszeniem, że ze składek się partia utrzymuje!" i „Wszystko towarzystwo wielkopańskie przeżera w Warszawie!" – kontestował w materiale wszystkie projekty Jacek Soska. Po co przepraszać tak niewiarygodnie? Lepiej, od razu parlamentarnie, wykładać swoje słuszne racje.
Nie zapominając, rzecz jasna, o odpowiedniej frazeologii. -„Wprowadzić równe szanse dla partii i dla koalicji"- brzmiał podany w newsie pomysł Janusza Piechocińskiego na finansowanie partii. Tymczasem, szanse partiom i koalicjom się stwarza, daje. Szans partiom i koalicjom nie wprowadza się, bo ten pomysł brzmi dziwnie. Podobnie jak objawy urzędniczej megalomanii językowej. Poseł Rafał Grupiński oświadczył: „Nie jesteśmy zwolennikami arcyrównościowego traktowania wszystkich podmiotów niezależnie od poparcia". Monumentalny wymiar jakiejś „polityki równościowej" z żargonu eurokancelistów pewnie wydał mu się jeszcze za mało dobitny. Potrzebny był wymiar „arcyrównościowościowy". Prawdopodobnie, używanie przymiotnika „równościowy" zamiast „równy" jest już normą w sferach politycznych.