Kolejne decyzje, jakie podejmuje ta pani, która – jak to celnie zauważył wspierający przecież ekipę Donalda Tuska Roman Giertych – nie powinna być nawet wicedyrektorem w szkole podstawowej, a co dopiero ministrem, pokazują, że polska oświata idzie nie tyle w kierunku oświecania kogokolwiek, ile w kierunku budowania szkoły według Kiepskich. Absolwent tej nowej szkoły (zabawmy się na moment w stworzenie sylwetki absolwenta szkoły minister Szumilas) ma mieć aspiracje na poziomie Ferdynanda Kiepskiego, a wiedzę na poziomie Waldusia.
I, broń Boże, żeby przejawiał jakiekolwiek zainteresowania polską kulturą czy tradycją. Od tego trzeba go bronić wszelkimi możliwymi sposobami. I dlatego z kanonu lektur znikają kolejne fundamentalne dla polskiej tożsamości lektury. W tym roku minister Szumilas i jej „eksperci” wyrzucili z kanonu gimnazjalnego „Pana Tadeusza” (jest za to Sapkowski), a z licealnego resztki „Trylogii”. Nie ma też w kanonie „Konrada Wallenroda”.
Efekt jest zaś taki, że nasze dzieci (jeśli sami nie zorganizujemy dla nich kompletów, które mogą zresztą sprawić, że wiedząc za dużo, kiepsko wypadną w zestandaryzowanych testach), stracą zdolność rozumienia sporej części naszej tradycji kulturowej. Bez romantyzmu i Sienkiewicza nie da się też zrozumieć wielu wyborów politycznych i społecznych, jakie podejmowano w ostatnich dwóch stuleciach naszej historii. I może, aż strach to powiedzieć, właśnie o to chodzi, by uformować w szkołach ludzi pozbawionych korzeni, zdepolonizowanych.
Apologeci pani minister (ot taki choćby Wojciech Maziarski) zapewniają, iż cel jest inny: wyrzucanie lektur ma raczej pomóc w rozwinięciu sztuki czytania prostszych tekstów (choćby instrukcji obsługi suszarki), a także przeznaczeniu większej ilości czasu na uczenie się pływania (dzięki czemu mniej ludzi ma tonąć w jeziorach).
Szkopuł polega tylko na tym, że między tymi dwoma sprawami nie ma sprzeczności. Jeśli ktoś umie przeczytać „Pana Tadeusza”, to bez większych problemów przeczyta i zrozumie instrukcje obsługi, jeśli zaś nie jest w stanie przeczytać „Konrada Wallenroda”, to można też przypuszczać, że nie przeczyta i instrukcji. A co do pływania i sportu, cóż, żeby uczniowie zaczęli je uprawiać, trzeba by wyrzucić komputery z ich pokojów, zamiast ograniczać liczbę książek, które powinni przeczytać.