Od Klewek do Snowdena

Amerykańskie władze doszły do wniosku, ?że zagrożenia terrorystycznego nie da się ?opanować, stosując wyłącznie środki zgodne ?z prawem. Być może z punktu widzenia Amerykanów była to decyzja słuszna, jednak polskie władze odpowiadają przed Polakami – pisze publicysta.

Publikacja: 29.01.2014 01:00

Dariusz Rosiak

Dariusz Rosiak

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Czy każda prawda wyzwala? Załóżmy roboczo, że każda, ale skąd wiemy, że wiemy wystarczająco dużo, by ją ustalić? Na pewno w tym celu bardzo przydają się informatorzy, którzy ryzykują czasem karierę, a nawet życie, by ujawnić rzeczy, które różne mroczne siły (rządy, służby specjalne, międzynarodowe korporacje, miliarderzy i inni źli ludzie) nie chcą ujawniać. Dzięki takim buntownikom jak Edward Snowden, Bradley (obecnie Chelsea) Manning, Julian Assange wiemy więcej, niż chcieliby wrogowie prawdy.

Gdyby w Polsce w odpowiednim czasie pojawił się Snowden albo Manning, to może nie musielibyśmy czekać na artykuł w „Washington Post", aby dowiedzieć się czegoś konkretnego na temat więzień CIA w Polsce.

Prawo służb

Trzeba było słuchać Andrzeja Leppera – mówią najbardziej radykalni komentatorzy. Andrzej Lepper polskim wcieleniem Edwarda Snowdena? Właściwie czemu nie – przy okazji rewelacji na temat więzienia CIA w Polsce pada tyle odważnych, acz niedorzecznych tez, że można by i z Leppera zrobić obrońcę praw niewinnych talibów.

Każdy, kto chciałby zajrzeć do komputera, może ustalić, że Lepper mówił o Afgańczykach, którzy w Klewkach (fakt, Klewki podobnie jak Szymany leżą na jeziorach) rzekomo hodowali wąglika w celu wykorzystania go do ataku terrorystycznego na USA, a nie o więzieniu. Lepper wygłaszał swoje rewelacje w listopadzie 2001 roku, więzienie zaczęło funkcjonować rok później. I nie przetrzymywano w nim hodowców wąglika. Nic nie trzyma się kupy, również to, że wielu komentatorów, którzy od jakiegoś czasu poważnie analizują słowa Leppera, w czasie kiedy je wypowiadał i przez następnych kilka lat, a zwłaszcza kiedy był członkiem rządu, uważali go za największą (obok braci Kaczyńskich) zarazę polskiej polityki.

Właściwie jedynym człowiekiem w Polsce, który od początku konsekwentnie i publicznie stara się ujawnić prawdę na temat więzień CIA w Polsce, jest senator Józef Pinior. I chwała mu za to. Członkowie władz i pracownicy służb ukrywają prawdę, dziennikarze do niedawna nie mieli pojęcia, co działo się w Starych Kiejkutach na przełomie lat 2002–2003, a dziś wygłaszają moralizatorskie opinie – post factum i zapominając o tym, co sami mówili i pisali przez ostatnie lata.

Wszystko wskazuje na to, że Amerykanie łamali polską konstytucję, torturując ludzi na terenie naszego kraju. Wypłacili za to polskim służbom 15 milionów dolarów. Kalendarz pokazuje, że w Polsce zmieniono przepisy po to, by te pieniądze można było przyjąć zgodnie z prawem. Amerykanie działali za zgodą polskich służb i władz, choć nie ma pewności, co konkretnie Polacy wiedzieli na temat metod przesłuchiwania więźniów w Starych Kiejkutach. Z artykułu w „Washington Post" wynika, że Polacy nie mieli dostępu do sali przesłuchań – być może nikomu nie zależało, żeby taki dostęp uzyskać. Dopóki Edward Snowden albo ktoś podobny nie ujawni szczegółów polsko-amerykańskiego porozumienia, nie będziemy wiedzieć, kto i co po stronie polskiej wiedział i na co wydawał zezwolenie. Prokuratura bada sprawę, ciekawe, co ustali.

Poznanie prawdy w tej sprawie jest niezbędne, jeśli mamy żyć w kraju, w którym wolność jednostki czy poszanowanie prawa ciągle coś znaczą. Co z tą prawdą zrobimy, to odrębna rzecz. Nie chodzi o to, że zachowanie pewnych rzeczy w tajemnicy – zwłaszcza rzeczy z dziedziny bezpieczeństwa państwa – jest zawsze błędem i złem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może podważać prawa służb specjalnych do działania w tajności. Między innymi dlatego Edward Snowden czy Bradley Mannig (choć nie Julian Assange, o czym za chwilę) są zdrajcami: obaj uzyskali dostęp do tajnych informacji w swoim kraju pod warunkiem, że tych tajnych informacji nie ujawnią. Obaj je ujawnili, narażając kraj na konkretne szkody. Snowden ukrywa się w putinowskiej Rosji, Manning został skazany na długoletnie więzienie. Jeśli ich zachowanie nie jest zdradą, to w takim razie co nią jest?

W czyim interesie

Równie fundamentalne pytanie brzmi: czy taka zdrada może być usprawiedliwiona? Czy zdrajca może działać w imię wyższej konieczności, a przez to stać się bohaterem? Zapewne tak, jeśli wyciek, który jest jego dziełem, ujawnia łamanie prawa, drastyczne nadużycia władzy, na przykład mordowanie czy torturowanie niewinnych ludzi. W takich okolicznościach zdrajca staje się bohaterem, godnym naśladowania wzorcem moralnym.

W wypadku Snowdena nie jest to wcale takie oczywiste. Wbrew obiegowym opiniom rewelacje Snowdena nie dotyczą niezgodności z prawem działań NSA (bo są one zgodne z prawem amerykańskim), ale faktu utrzymywania tych działań w tajemnicy przed opinią publiczną. Celem ataku jest kultura tajności, w jakiej działa NSA, i to nie tylko wśród Amerykanów, ale w globalnym społeczeństwie, bo przecież cały świat jest celem amerykańskiej inwigilacji. Jeśli tak na to spojrzeć, to misja Snowdena jest w istocie zakończona, i to zakończona sukcesem – nie tylko Ameryka się dowiedziała, jakie metody stosują amerykańskie służby w obronie przed prawdziwym albo rzekomym zagrożeniem terrorystycznym. Debata na temat metod NSA, która zapewne powinna odbyć się parę lat temu, odbywa się w tej chwili w nieco bardziej dramatycznych okolicznościach niż życzyłyby sobie tego władze amerykańskie.

Edward Snowden czy Bradley Manning są zdrajcami: uzyskali dostęp do tajnych informacji w swoim kraju pod warunkiem, że ich nie ujawnią. Obaj je ujawnili, narażając kraj na szkody

Co do kosztów i ewentualnych konsekwencji wycieków Snowdena to też nie są one do końca jasne. Zapewne i bez jego wycieków terroryści wiedzieli, że są namierzani i podsłuchiwani przez NSA. Do tej pory nie pojawiły się również informacje, które w bezpośredni sposób narażałyby na zagrożenie amerykańskich agentów czy ich współpracowników. Nie wiadomo, co Snowden ujawni w przyszłości, między innymi dlatego nie należy wykluczać jakiejś formy ugody między nim a władzami amerykańskimi.

W wypadku Juliana Assange'a sytuacja jest bardziej klarowna i pewnie bliższa naszemu doświadczeniu ze Starych Kiejkutów. Assange jako dziennikarz nie miał żadnych zobowiązań wobec władzy państwowej i to wyraźnie odróżnia go od Snowdena czy Manninga. Może warto powiedzieć wyraźnie, że obowiązkiem dziennikarza, zarówno mediów publicznych, jak i komercyjnych nie jest obrona interesów państwa, tylko ujawnianie prawdy o życiu publicznym. Oczywiście dziennikarz powinien brać pod uwagę ewentualne zagrożenie dla konkretnych osób, z jakim wiązać się może ujawnienie przez niego informacji, jednak w Polsce (i nie tylko zresztą) często politycy mają tendencję do utożsamiania interesów własnych z interesami państwa i narodu, a dziennikarze zbyt często przystają na taką wersję rzeczywistości.

Co do rewelacji Assange'a nie można mieć pewności, że nie spowodowały one zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, ale akurat w wypadku więzień CIA żadnego zagrożenia dla agentów nie ma – co najwyżej dla polityków, którzy być może godzili się na niezgodne z prawem zachowania Amerykanów na terenie Polski. Zupełnie oczywiste jest, że ujawnienie prawdy o więzieniu nie leży w interesie Leszka Millera, Aleksandra Kwaśniewskiego, Zbigniewa Siemiątkowskiego czy jakiegokolwiek innego polityka zaangażowanego w układy z Amerykanami. Jednak to nie zwalnia mediów z dociekania prawdy, wręcz przeciwnie – powinno być impulsem do działania dziennikarzy.

W idealnym świecie obrona interesów państwa i ujawnienie prawdy o wydarzeniach ze sobą nie kolidują, ale w świecie realnym bywa różnie. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że ujawnienie afery Watergate i informacji o torturowaniu Irakijczyków w więzieniu Abu Graib leżało w interesie Amerykanów, choć prezydent Nixon i sekretarz Donald Rumsfeld mogą mieć na ten temat inne zdanie. Pod wpływem rewelacji Snowdena prezydent Barack Obama przynajmniej częściowo zmienił zdanie na temat zasad podsłuchiwania całego świata przez Amerykanów. Prawda zmieniła politykę, a niektórych polityków wymiotła ze sceny.

Dlatego właśnie ustalenie prawdy o więzieniu CIA w Polsce jest niezbędne nie tylko z punktu widzenia państwa polskiego, ale również dla zdrowia polskiego życia publicznego, w tym mediów, które od 1989 roku ciągle nie potrafią określić, na czym polega ich rola. W ostatnich latach wykształciliśmy media plemienne, które generalnie nie zajmują się poszukiwaniem prawdy, tylko wspieraniem swoich i miażdżeniem wroga. Do tego należy dodać obecne wśród wielu dziennikarzy przekonanie, że w momencie kryzysu o charakterze międzynarodowym poszukiwanie prawdy powinno ustąpić miejsca patriotycznym powinnościom. Dlatego na przykład przed 2004 rokiem nie odbyła się w Polsce debata na temat wad i zalet przystąpienia do Unii Europejskiej (wiadomo, że trzeba było przystąpić, więc o czym tu dyskutować?), a przed przystąpieniem Polski do koalicji w Iraku nikt nie pytał, jaki to ma sens. Po deklaracji politycznej najwyższych władz i wsparciu kilku autorytetów publicznych media „uniosły się" na fali politycznych emocji. Dziś wszyscy udają mędrców i prawią morały na temat podporządkowania Polski Ameryce albo wad Unii Europejskiej.

Do pewnego stopnia takie zachowanie mediów jest zrozumiałe – w Polsce od niepamiętnych czasów żyjemy w ciągłym kryzysie: jak nie zabory, to okupacja, jak nie komunizm, to krwiożerczy wolny rynek. Wychowani jesteśmy w kulcie dla patriotów i narodowych zbawców. Każdy polityk oczekuje od narodu zaufania i czci wszelakiej, a od dziennikarzy wsparcia w trudnych sprawach państwowych. I dziennikarze wspierają, bo wierzą, że tak będzie dobrze dla wszystkich.

Tymczasem dla wszystkich najlepiej będzie, gdy będą pełnić swoje funkcje: politycy zajmą się uprawianiem polityki, a dziennikarze oceną tych działań i szukaniem dziury w całym.

Nakaz chwili

Niektórzy medialni komentatorzy dwoją się dziś i troją, tłumacząc, dlaczego polskie władze miały rację, wspomagając CIA w 2001 roku. Zapewne słusznie – jeśli ktoś pamięta tamten czas („Wszyscy jesteśmy Nowojorczykami"), to wie, że pomoc sojusznikowi była zarówno politycznym, jak i moralnym nakazem chwili. Jak wiadomo, amerykańskie władze doszły wtedy do wniosku, że zagrożenia terrorystycznego nie da się opanować, stosując wyłącznie środki zgodne z prawem i cywilizacyjnymi normami obowiązującymi w USA, np. zezwoliły na stosowanie tortur za granicą. Być może z punktu widzenia Amerykanów była to decyzja słuszna, jednak polskie władze odpowiadają przed Polakami, a nie przed Kongresem. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne rewelacje w sprawie więzienia CIA w Starych Kiejkutach. Nawet jeżeli ich źródłem będzie zdrajca USA Edward Snowden.

Czy każda prawda wyzwala? Załóżmy roboczo, że każda, ale skąd wiemy, że wiemy wystarczająco dużo, by ją ustalić? Na pewno w tym celu bardzo przydają się informatorzy, którzy ryzykują czasem karierę, a nawet życie, by ujawnić rzeczy, które różne mroczne siły (rządy, służby specjalne, międzynarodowe korporacje, miliarderzy i inni źli ludzie) nie chcą ujawniać. Dzięki takim buntownikom jak Edward Snowden, Bradley (obecnie Chelsea) Manning, Julian Assange wiemy więcej, niż chcieliby wrogowie prawdy.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA