Już kilka tygodni po przedstawieniu propozycji budowy unii energetycznej zaczyna ona zdobywać poparcie polityczne rządów i unijnych instytucji. Za wcześnie na fanfary, ale pierwsze efekty są zachęcające. Plan premiera Donalda Tuska składa się z sześciu elementów. Po pierwsze, rosyjskiemu monopolowi trzeba przeciwstawić jednego europejskiego nabywcę. Do tego celu można dojść stopniowo: umowy międzyrządowe bez szkodliwych klauzul, jednolity wzór kontraktu gazowego, obowiązkowy udział Komisji Europejskiej w negocjowaniu kontraktów. Po drugie, Unia musi wzmocnić mechanizm solidarności między państwami na wypadek odcięcia dostaw źródeł energii. Po trzecie, budowa infrastruktury energetycznej powinna być dofinansowana z budżetu europejskiego na maksymalnym dopuszczalnym poziomie 75 procent. Po czwarte, potrzebne jest pełne wykorzystanie dostępnych w Europie źródeł paliw kopalnych, w tym węgla i gazu łupkowego. Po piąte, znalezienie nowych dostawców zewnętrznych energii (mogą to być np. USA czy Australia). I po szóste, zapewnienie bezpieczeństwa także sąsiadom.
Plan ambitny – wywraca wieloletnie praktyki. Unijni liderzy, widząc agresję Rosji na Ukrainę i wykorzystanie gazu jako broni, ostatecznie chyba jednak zrozumieli, że zależność od rosyjskich dostaw szkodzi. Gospodarczo i politycznie.
Pierwsze reakcje polityczne są korzystne. „Od teraz to już jest polsko-francuski projekt" – deklarował w czwartek prezydent Francji François Hollande. Warto zauważyć, że wywodzi się on z konkurencyjnej wobec chadecji grupy politycznej, jego słowa trudno więc uznać za element wyborczej kurtuazji.
„W 100 procentach popieram propozycję polskiego rządu" – zapewnił Jean-Claude Juncker, prawdopodobnie przyszły szef Komisji Europejskiej, dziś wyborczy lider Europejskiej Partii Ludowej.
I wreszcie kanclerz Niemiec Angela Merkel: „Niemcy w zasadzie popierają wysunięty przez Polskę pomysł utworzenia europejskiej unii energetycznej, jednak trzeba wypracować szczegóły takiego rozwiązania" – powiedziała w piątek po spotkaniu z szefem polskiego rządu.