Jako dziecko niemal codziennie doświadczałem istnienia granic. Dorastałem w regionie, w którym stykały się krańce Niemiec, Holandii i Belgii, i doskonale pamiętam kolejki, w jakich trzeba było odstać przed przejściem drewnianej jeszcze bramki, żeby odwiedzić krewnych. Cóż, granice między państwami istnieją w tych miejscach do dziś, mimo że dawno temu znikły bramki i nikt nie jest już pytany o paszport, a moje doświadczenie okazuje się błahe, jeśli porównać je z doświadczeniami tych, którym przyszło żyć po drugiej stronie żelaznej kurtyny, otoczonej polami minowymi i spowitej kłębami drutów kolczastych.
Granice są obecne między państwami, lecz przebiegają również w ich obrębie: granice, które rozdzielają ubogich i bogatych, niewykształconych i wykształconych, granice językowe i te, które pojawiają się w ludzkich umysłach.
Najbardziej postępowy model życia
Obalanie barier wymaga znacznie więcej odwagi niż ich wznoszenie. Podejmując taką misję, założyciele Wspólnoty Europejskiej wykazali się tą cnotą. Chwilę po zakończeniu największego koszmaru, jakiego doświadczyła ludzkość, zdobyli się na odwagę, by zamiast zmiażdżyć swoich zaprzysięgłych wrogów, pomóc im stanąć na nogi; by w miejsce gorączkowej obrony swoich gospodarek narodowych powiązać je ze sobą. Założyciele naszej Europy rozumieli, że razem jesteśmy silniejsi.
I rzeczywiście stworzyliśmy jedyną swego rodzaju społeczność w dziejach ludzkości, doświadczenie Unii jest doświadczeniem sukcesu. Zaprowadziliśmy najbardziej postępowy model życia społecznego na świecie.
W dziesiątą rocznicę rozszerzenia Unii Europejskiej w roku 2004, pojawiają się jednak próby wznoszenia nowych barier między państwami. Populiści starają się wzniecić panikę, strasząc tzw. łowcami okazji, którzy mieliby jakoby doprowadzić do upadku systemy opieki społecznej w goszczących ich krajach. To godna pożałowania kampania, w której mamy do czynienia z przeinaczaniem faktów, ich pochopnym uogólnianiem, wreszcie głoszeniem i powtarzaniem kłamstw do chwili, gdy ludzie wezmą je za dobrą monetę.