Ta sama Wiki podaje, że typowym przypadkiem drag queenjest 26-letni Austriak Thomas Neuwirth. W sobotę, występując pod pseudonimem Conchita Wurst, z dużą przewagą wygrał on tegoroczny konkurs Eurowizji.

Ponieważ nie wiadomo, czy laureat jest homo, czy hetero – będę trzymał się tego, co na razie wydaje się pewne z punktu widzenia biologii i prawa. Otóż mężczyzna Thomas Neuwirth śpiewał naprawdę fantastycznie i jeśli miałaby to być nagroda tylko za głos i wykonanie, to sam bym mu ją przyznał bez wahania. Jednak na piosenkarskiej estradzie liczy się także prezencja i sposób bycia, a nie ulega wątpliwości, że pan TN na oczach stumilionowej widowni wyglądał i zachowywał się jak kobieta. No, kobieta z brodą.

Z jednej strony nie robiłbym z tego problemu. Czterogodzinny telewizyjny Euroszoł jest rodzajem klasycznego cyrku, a przecież kobieta z brodą, arlekin, klown i prestidigitator (iluzjonista), to postacie stare jak cyrkowa sztuka. W odróżnieniu od poprawnych politycznie unijnych i narodowych celebrytów (zwanych niegdyś konferansjerami), miliony Europejczyków głosowały suwerennie i anonimowo, kierując się własnym indywidualnym prywatnym gustem. Z drugiej strony intensywna, wytrwała i konsekwentna medialna promocja pewnych spójnych wzorców (wpisz w google słowa: queer, gender, LGTB itp.) musi po pewnym czasie zmieniać jeśli nie świadomość, to podświadomość masowego odbiorcy. Tak działa ludzki umysł i nie ma na to rady. Gdyby z tego powodu na krakowskich Plantach lub warszawskim Nowym Świecie jęły nagle przechadzać się tłumy brodatych dziewczyn jako skutek ulotnej mody (kto pamięta straszliwy wynalazek długich chłopięcych włosów, minispódniczki albo spodnie-dzwony?) – nie byłoby czym się przejmować.

Lecz może być to kolejna cegiełka. Od końca XX wieku w cywilizacji zachodniej (Ameryka, Australia, Europa) obserwujemy coraz liczniejsze próby zmian kulturowej tożsamości człowieka. Przez ostatnie tysiące lat u podstaw tej tożsamości leżała niezmienność płci, rodziny i małżeństwa. Te filary są teraz podważane. Takich prób nie podejmuje osiem pozostałych cywilizacji współczesnego świata (za Huntigtonem: latynoamerykańska, islamska, prawosławna, afrykańska i cztery azjatyckie), w których żyje prawie 90% mieszkańców Ziemi. Gdyby chodziło o standardy informatyczne albo motoryzacyjne – nie miałbym nic przeciw takim cywilizacyjnym innowacjom. Ale chodzi o najstarsze niezmienniki kulturowe, dotychczas tak wspólne dla wszystkich mieszkańców Ziemi, jak anatomia ludzkiego ciała czy wręcz DNA.

Skoro potrafimy zachować powściągliwość, ostrożność i umiar przy żywności genetycznie modyfikowanej, może udałby się podobnie postępować z genami kultury?