W kosmosie nie omawia się kwestii Krymu

Japoński astronauta Koichi Wakata wrócił właśnie z kosmosu, gdzie pracował z amerykańsko-rosyjską drużyną. W kosmosie cele są wspólne. Nie omawia się kwestii Krymu, czy legalności przeprowadzanych referendów.

Publikacja: 14.05.2014 16:02

Japoński astronauta Koichi Wakata

Japoński astronauta Koichi Wakata

Foto: AFP

Pierwszym Japończykiem, który poleciał w kosmos, nie był żaden specjalnie szkolony do tego kosmonauta. Nie żaden Mirosław Hermaszewski – pierwszy Polak na orbicie, ani Bertalan Farkas – pierwszy Węgier, który dotarł hen wysoko. Pierwszym Japończykiem w kosmosie był Toyohiro Akiyama, telewizyjny dziennikarz, którego ponad chmury wysłała tokijska stacja TBS. Do historii przeszedł jako uchuu tokuhain, dosłownie: korespondent z kosmosu.

Rekordy z kosmosu

Po Akiyamie byli kolejni, łącznie w przestrzeń poleciało 7 profesjonalnych astronautów. Między nimi Koichi Wakata, który przeszedł do historii jako pierwszy japoński dowódca Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Właśnie wrócił na ziemię, zakończył swoją sześciomiesięczną misję. Wylądował tradycyjnie, na pustkowiach Kazachstanu. Szefował orbitującemu pojazdowi przez 66 dni, od 9 marca tego roku.

Bycie kapitanem takiej stacji to poważna odpowiedzialność. Wartość MSK (zwanej częściej akronimem pochodzącym od angielskiej nazwy International Space Station – ISS) szacuje się na ponad 100 mld dolarów, współtworzy ją 15 państw. Wakata był nie tylko pierwszym Japończykiem na głównym stanowisku, ale także pierwszym Azjatą, który dostąpił tego zaszczytu, 39. dowódcą od momentu powstania stacji.

Do jego obowiązków należało między innymi dbanie o bezpieczeństwo ISS podczas ewentualnego deszczu meteorytów. Wakata pobił także japoński rekord długości pobytu w kosmosie, przebywał na stacji 188 dni. Poprzednim rekordzistą był Satoshi Furukawa, który spędził tam 167 dni. Łącznie kapitan Wakata „wylatał" w kosmosie prawie rok, bo 348 dni, a to także najwięcej ze wszystkich Japończyków.

Rosja i USA razem

Na stacji nie jest jednak ważne, z jakiego kraju się pochodzi. To oczywiście kwestia prestiżu i zawsze szef rządu może sobie zrobić z takim dzielnym człowiekiem oficjalne zdjęcie, ale w kosmosie pracuje się razem, cele są wspólne. Amerykanie pracują razem z Rosjanami, nie omawia się kwestii Krymu, czy legalności przeprowadzanych referendów. Może i się na ten temat mówi, ale na orbicie pracuje się dla wspólnego dobra. Wakata miał pod sobą właśnie taką łączoną, amerykańsko-rosyjską drużynę. Także teraz na stacji znajdują się Rosjanie i Amerykanin.

Do wtorku, czyli na dzień przed powrotem Wakaty na ziemię, wydawało się, że nic tego kosmicznego przymierza nie zmieni. Jednak wicepremier Rosji, Dmitrij Rogozin – ten sam, który ostatnio groził na Twitterze Rumunii i Ukrainie strategicznym bombowcem – oznajmił dziennikarzom, że Rosja nie poprze amerykańskiej i europejskiej propozycji o przedłużeniu misji ISS po 2020 roku. Dodał także, że Rosja zabroni sprzedaży silników rakietowych własnej produkcji do USA. Amerykanie nie będą mogli korzystać z nich do wynoszenia na orbitę swoich wojskowych satelitów.

Do tej pory w rakietach Atlas 5 pierwszym członem rozpędzającym rakietę były rosyjskie silniki RD-180. Wprowadzone obostrzenia nie dotyczą na razie statków Sojuz, które stanowią obecnie jedyny środek transportu łączący ziemię ze stacją. Amerykanie wycofali wszystkie swoje wahadłowce w 2011 roku, dlatego szybko trzeba pracować nad nowym planem komunikacji z ISS.

Nowe realia

Na razie Sojuzy mają kursować co najmniej do 2017 roku. Wyniesienie przy ich pomocy na orbitę jednej osoby kosztuje Amerykanów 60 mln dolarów. Przydałaby się jakaś alternatywna kosmiczna taksówka, obecnie kilka firm ze Stanów Zjednoczonych pracuje nad własnymi technologiami.

To ogromna szansa przed gigantami amerykańskiego rynku, którzy o komercyjnych lotach w kosmos marzą już od wielu lat. Elon Musk, Jeff Bezos, Richard Branson – być może to od któregoś z tych przedsiębiorców-wizjonerów będzie pochodzić transportowy statek kosmiczny przyszłości. I na jego pokładzie będą mogli latać wszyscy. Także kosmiczni korespondenci z Japonii.

Pierwszym Japończykiem, który poleciał w kosmos, nie był żaden specjalnie szkolony do tego kosmonauta. Nie żaden Mirosław Hermaszewski – pierwszy Polak na orbicie, ani Bertalan Farkas – pierwszy Węgier, który dotarł hen wysoko. Pierwszym Japończykiem w kosmosie był Toyohiro Akiyama, telewizyjny dziennikarz, którego ponad chmury wysłała tokijska stacja TBS. Do historii przeszedł jako uchuu tokuhain, dosłownie: korespondent z kosmosu.

Rekordy z kosmosu

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?