Wysokie poparcie dla populistycznej prawicy Korwin-Mikkego, tłumy na marszach niepodległości to znak czasu. Podobnie jak kilka lat temu sukces wyborczy Ruchu Palikota. Do głosu dochodzą ruchy postrzegane przez wyborców jako antysystemowe, radykalne, krytyczne wobec rzeczywistości. Wynika to z głębokiego kryzysu społecznego i coraz niższego poziomu świadomości społeczeństwa. Radykalizm, fundamentalizm rynkowy czy antyklerykalizm to odpowiedzi emocjonalne, a nie racjonalne na brak perspektyw, oligarchizację państwa, bezrobocie i niskie dochody.
Obszar wspólny
Grudziądz. Spotkanie zwolenników Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. Na salę wchodzi około ?30 zwolenników Kongresu Nowej Prawicy. Siadają na końcu sali i rozwijają wielki „żagiel" z podobizną Janusza Korwin-Mikkego. Część głów gładko ogolonych, bojowe miny. Witam ich więc szczególnie serdecznie, zwracając uwagę na fakt, że możemy się tak bardzo różnić i wciąż spotykać i dyskutować, bo kiedyś tacy jak ja szli do więzień, aby wywalczyć swobody polityczne.
Jedna mina rozbrojona. Nie będzie okrzyków „precz z komuną!". Kiedy kreślę obraz stosunków społecznych, coraz powszechniejszego niedostatku, wykluczenia społecznego i nazywam to porządkiem liberalnym, młodzi ludzie protestują. To nie jest liberalizm! Pokrzykują. Więc co? – pytam. To system oligarchiczny. I tu następuje zgoda. Rzeczywiście obie strony sporu dochodzą do wspólnego wniosku, może mamy tu raczej rządy międzynarodowych korporacji i sektora finansowego, a nie wolny rynek i demokrację.
Idę więc dalej i zauważam, że łączy nas więcej, niż sądzą. I my, socjaliści, i oni, ortodoksyjni piewcy wolnego rynku, wierzymy w jakąś utopię, jesteśmy idealistami. My wierzymy w ustrój oparty na współpracy, a nie konkurencji, oni wierzą w nieskrępowaną przez instytucje konkurencję wolnych i suwerennych podmiotów. I obie te wizje odwołują się do równości pod jakimś względem. My dążymy do równości ekonomicznej, oni do równego dostępu do rynku.
Coś, co zapowiadało się na awanturę z wzywaniem policji włącznie, kończy się kulturalną dyskusją, w której wprawdzie obie strony pozostają przy swoich przekonaniach, ale zostaje uzgodniony pewien obszar wspólny. Co do diagnozy, a nie rozwiązań.