Koniec z dyplomatyczną obłością. Dość okrągłych sformułowań, które nie mogą dotknąć żadnej ze stron. Stop politycznej poprawności! To, co dzieję się od pewnego czasu w Azji, na płaszczyźnie międzypaństwowej dawno przestało mieścić się w konwencji tradycyjnej dyplomacji prowadzonej przez gentlemanów. Między Chinami, Japonią i pozostałymi państwami regionu Azji Południowo-Wschodniej krążą coraz bardziej poważne słowa. Do tego nowego typu debaty dołączają się do tego Stany Zjednoczone.
Chiny protestują
Zastępca sztabu chińskiej armii, generał Wang Guanzhong, oświadczył w weekend, że japoński premier i amerykański sekretarz obrony prowokują Pekin. Uznał ostatnie słowa obu polityków za wielce szkodliwe dla Chin i wystawiające cierpliwość państwa na próbę. Komentarze, o które chodziło generałowi, zostały wygłoszone podczas forum poświęconego azjatyckiemu bezpieczeństwu Shangri-La Dialogue. Shangri-La to mityczna kraina szczęśliwości, El Dorado leżące gdzieś między wysokimi szczytami Tybetu. Do kultury masowej trafiła za sprawą powieści „Zaginiony horyzont" z 1933 roku. Choć Adolf Hitler dochodził wtedy do władzy, na świecie nie spodziewano się, że dobrze byłoby rzeczywiście mieć do dyspozycji taką mityczną krainę, w której można by się schronić przed tym, co przygotuje przyszłość.
Japonia i USA też protestują
Spotkanie liderów państw Azji Południowo-Wschodniej pod hasłem budowania pokoju w regionie przyniosło wiele przełomowych wypowiedzi. Shinzo Abe mówił na otwarciu szczytu o konieczności respektowania prawa, ewidentnie wskazując na coraz większe zapędy terytorialne Chin. Chuck Hagel z kolei ostrzegał Pekin przed podejmowaniem kroków mogących zdestabilizować równowagę na Morzu Południowochińskim, wyliczał także listę ostatnich naruszeń tamtejszego stanu rzeczy, których Chiny dopuściły się kosztem Wietnamu i Filipin. To właśnie po tych słowach ostro zareagował chiński generał.
Chiński prezydent jeszcze niedawno zapewniał, że jego naród nie przejawia agresji, co więcej zapewniał, że Chińczycy nie mają jej nawet w genach. Generał Wang grzmiał podczas swojego spotkania z dziennikarzami o tym, że to Japonia i Stany Zjednoczone wspólnie pracują nad planem zaatakowania Chin. Według niego taka zbieżność komentarzy przywołujących Pekin do porządku to skoordynowana akcja przeciwko Państwu Środka. Według generała całkowicie nie leżąca w duchu forum na rzecz bezpieczeństwa.
Wszyscy protestują
W to wszystko wpisuje się jeszcze aktualnie omawiana przez japońskich legislatorów zmiana interpretacji konstytucji, która umożliwiłaby japońskim żołnierzom – według prawa Siłom Samoobrony – podejmowanie zaawansowanych działań obronnych i stawanie ramię w ramię z atakowanymi sojusznikami. Mimo iż premier Abe wyrósł w rodzinie o sporych tradycjach nacjonalistycznych i sam wielokrotnie nie ukrywał swoich mocarstwowych ambicji, tym razem mówi, że przyświeca mu plan przywrócenia Japonii roli państwa zaprowadzającego w Azji pokój, a nie przynoszącego wojnę. Choć ze strony Tokio nie padają słowa przeprosin za japońskie zbrodnie wojenne wobec państw regionu, premier kupuje obecnie zaufanie rządów zagrożonych przez Chiny poprzez pakiety pomocy gospodarczej i militarnej. Japonia zwiększa inwestycje w krajach ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej), do tego Filipiny i Wietnam, czyli kraje bezpośrednio zaczepiane obecnie przez działania chińskiej straży przybrzeżnej, usłyszały zapewnienia od premiera Abe o japońskim wsparciu. Wietnam dodatkowo dostanie statki japońskiej straży przybrzeżnej w przyszłym roku.