Po pierwsze, ułożoną przez panią doktor Wandę Półtawską – cytuję za stroną P.T. organizatorów – „deklarację wiary lekarzy katolickich" podpisało od 14 marca 2014 do 3 czerwca 2014 około 2500 lekarzy, czyli około 2 proc. osób posiadających w Polsce prawo do wykonywania zawodu lekarza.
Po drugie, żaden organ Naczelnej Izby Lekarskiej (wpisz w google) nie ustosunkował się oficjalnie do tego dokumentu, ponieważ – jak donosi prasa – samorządy i korporacje lekarskie nie mają prawa i nie chcą wypowiadać się na temat prywatnych poglądów swoich członków.
Tymczasem w mediach trwa dość zapalczywa dyskusja. Jedni krytykują sygnatariuszy deklaracji za domniemywaną odmowę leczenia niektórych przypadków (pomagania w pewnych „sytuacjach medycznych"), inni ich bronią – w imię świętej wolności myśli i słowa (więc i religii). Choć stanowiona przez ludzi wolność słowa nie jest wartością ani bezwzględną, ani najwyższą (ważniejsze od niej jest na przykład życie i zdrowie człowieka), to uważam, że wolność słowa jest najcenniejszym gwarantem wszystkich naszych innych praw i swobód. Dlatego jestem po stronie sygnatariuszy.
Kto jest adresatem „deklaracji wiary lekarzy katolickich"? Na mój rozum – społeczeństwo. Grupa jego pełnoprawnych członków pragnie w ten sposób poinformować innych ludzi, że pewne wartości są dla sygnatariuszy ważniejsze od innych wartości.
W społeczeństwie jest tylko jedno środowisko zainteresowane deklaracją przynajmniej w tym samym stopniu co sygnatariusze. To pacjenci. Wolni ludzie w wolnym kraju, którzy mają swobodę wyboru tych, którzy będą ich leczyć. Dlatego uważam, że każdy sygnatariusz powinien zawczasu klarownie poinformować wszystkich swoich pacjentów o tym, że podpisał ważne oświadczenie dotyczące wykonywanego przez siebie zawodu. Gdybym był lekarzem, wydrukowałbym sobie treść tego oświadczenia i wręczał taką ulotkę każdemu pacjentowi przy pierwszej wizycie.