Reklama

Społeczeństwa wymuszą ukaranie Rosji - felieton Andrzeja Talagi

Narzekamy na ostrożność europejskich rządów we wprowadzaniu sankcji wobec Rosji. Do niedawna nie mogły postępować inaczej: żeby naprawdę uderzyć w Kreml, musiałyby wypowiedzieć mu wojnę handlową, której nikt nie chce.

Publikacja: 25.07.2014 19:36

W czasie, gdy w niedzielę Władimir Putin oglądał wspólnie z Angelą Merkel finałowy mecz mistrzostw ś

W czasie, gdy w niedzielę Władimir Putin oglądał wspólnie z Angelą Merkel finałowy mecz mistrzostw świata w Brazylii, separatyści atakowali ukraińską armię w okolicach Doniecka

Foto: AFP

Problem większości państw zachodniej Europy polega dziś nie na tym, czy ją rozpocząć czy nie, tylko jak tego nie czynić, a jednocześnie nie podpaść własnej opinii publicznej. Właśnie ona bowiem może zadać bolesny cios Moskwie. Tylko w niej nadzieja ?na ukaranie Putina.

1

Do niedawna kraje opowiadające się za ostrym kursem wobec rosyjskiej agresji, w tym Polska, nie miały co liczyć na zrozumienie w Niemczech, we Francji, Włoszech czy w Holandii, ponieważ tamtejsze rządy szły za nastrojami społecznymi, a te nie sprzyjały kolizyjnemu kursowi. Związki zawodowe, a i przeciętni obywatele rozumieli, że handel z Rosją kreuje miejsca pracy i jest dla nich osobiście korzystny. Dobrym przykładem stoczniowcy z Saint-Nazaire, gdzie powstają desantowce Mistral, innym – niemiecki przemysł maszynowy. Nie rezygnuje się wszak z klienta, który płaci regularnie i zamawia coraz więcej. Nie do rządów zachodnioeuropejskich powinniśmy zatem kierować pretensje, tylko do tamtejszych społeczeństw.

Z geopolitycznego punktu widzenia ukaranie Rosji byłoby zapewne rozsądnym posunięciem, ale i politycy, i kręgi przemysłowe działają w perspektywie krótkoterminowej. Pierwszych rozliczą wyborcy podczas następnych wyborów za każde stracone miejsce pracy. Drugich – giełdy oraz akcjonariusze. Finansowy wynik kwartalny ?to perspektywa decydująca o wszystkim, przy niej los ?Ukrainy nie ma znaczenia.

Narzekania na polityków zachodnich, że nie potrafią ukarać Rosji, są wprawdzie uzasadnione moralnie, ale bezużyteczne politycznie. Oni po prostu nie mogą być tacy, jak byśmy chcieli, ponieważ ich obywatelom los Ukraińców i państwowości ukraińskiej pozostaje tak dalece obojętny, że nie są gotowi poświęcić dla nich nawet promila PKB swoich państw.

2

Życie ludzkie w wymiarze humanitarnym i religijnym jest niewątpliwie warte tyle samo, ale w wymiarze politycznym już nie. Wystarczy porównać reakcje opinii publicznej na masakrę w dowolnym kraju Trzeciego Świata z reakcjami wobec zamachu z 11 września czy ataków terrorystycznych w Londynie i Madrycie. Zamordowanie obywatela Zachodu, najlepiej z klasy średniej, o białym kolorze skóry, zawsze wzbudzi większe protesty i szybciej skłoni polityków do działania niż masakra ludzi o ciemniejszej barwie noszących paszporty jakiegoś państwa afrykańskiego, latynoskiego lub azjatyckiego. W przypadku Ukrainy jest tak samo, choć to kraj europejski, ale niewielu to w ogóle zauważa.

Reklama
Reklama

Zestrzelenie malezyjskiego samolotu z białymi pasażerami z klasy średniej udającymi się całymi rodzinami na urlop w ciepłych krajach ma się szansę stać mentalnym odpowiednikiem zamachów z Nowego Jorku, Londynu i Madrytu. Można było ignorować aneksję Krymu, masakrę na Majdanie, a nawet krwawą rebelię  w obwodach donieckim i ługańskim na Ukrainie, ale śmierci holenderskich dzieci już nie. Z punktu widzenia zachodniej opinii publicznej zginęli jej przedstawiciele, „ludzie tacy jak my", a to całkiem inna sytuacja polityczna niż poprzednio.

3

Reakcja społeczeństwa na ofiary spośród „swoich" potrafiła w przeszłości radykalnie zmieniać politykę państw, by przypomnieć tylko wycofanie wojsk hiszpańskich z Iraku po zamachach bombowych na kolejkę madrycką czy powszechną akceptację, nie tylko w USA, dla ataku na Afganistan po zamachu 11 września. Teraz może być podobnie.  Wobec pogrzebów holenderskich dzieci zamordowanych w samolocie nad Ukrainą stoczniowcom z Saint-?-Nazaire trudno będzie bronić swoich przywilejów zapewnianych dzięki sprzedaży mistrali, niemieccy związkowcy zapewne także zaakceptują wstrzymanie podwyżek w swoich zakładach, gdy trzeba będzie zablokować transfer mercedesów i obrabiarek do Rosji. Im więcej dramatycznych relacji w zachodnich mediach, tym lepiej, im więcej epatowania tragedią konkretnych ludzi podanych z imienia i nazwiska, tym większa akceptacja dla wojny handlowej, im więcej przeżywania nieszczęścia, tym bliżej ukarania Putina.

Jeśli ta tragedia, poprzez nacisk społeczny, nie wymusi ostrych reakcji państw dotąd wstrzemięźliwych wobec Kremla, to nic ich nie wymusi i sprawa jest przegrana. ?

Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aicraft/PZL Mielec

Problem większości państw zachodniej Europy polega dziś nie na tym, czy ją rozpocząć czy nie, tylko jak tego nie czynić, a jednocześnie nie podpaść własnej opinii publicznej. Właśnie ona bowiem może zadać bolesny cios Moskwie. Tylko w niej nadzieja ?na ukaranie Putina.

Do niedawna kraje opowiadające się za ostrym kursem wobec rosyjskiej agresji, w tym Polska, nie miały co liczyć na zrozumienie w Niemczech, we Francji, Włoszech czy w Holandii, ponieważ tamtejsze rządy szły za nastrojami społecznymi, a te nie sprzyjały kolizyjnemu kursowi. Związki zawodowe, a i przeciętni obywatele rozumieli, że handel z Rosją kreuje miejsca pracy i jest dla nich osobiście korzystny. Dobrym przykładem stoczniowcy z Saint-Nazaire, gdzie powstają desantowce Mistral, innym – niemiecki przemysł maszynowy. Nie rezygnuje się wszak z klienta, który płaci regularnie i zamawia coraz więcej. Nie do rządów zachodnioeuropejskich powinniśmy zatem kierować pretensje, tylko do tamtejszych społeczeństw.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Adam Bodnar ofiarą polityki, w której nie ma miejsca na kompromis
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Prekonstrukcja rządu. Jak Donald Tusk może jeszcze uratować władzę
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Protesty antyimigranckie, czyli czy górale zatęsknią za arabskimi turystami?
Opinie polityczno - społeczne
„To byli i są nasi chłopcy”. Widzieliśmy wystawę w Muzeum Gdańska
Opinie polityczno - społeczne
Niezauważalne sukcesy rządu. Dlaczego ekipa Donalda Tuska sprzedaje tylko złe wiadomości?
Reklama
Reklama