Wieść o akcji jedzenia jabłek na złość Putinowi przez polskich polityków i dziennikarzy rozeszła się szybko po świecie. O tweedach opatrywanych hasłem „#jedzjabłka" pisało BBC, gazety niemieckie, amerykańskie, znalazłem artykuł o tym nawet w dzienniku Bangkok Post z Tajlandii. Fanpage na Facebooku ma już prawie 32 tys. fanów. Co jednak z tego wynika?
Lampart kontra pudel
Jeżeli przyjmuje się już ten internetowo-społecznościowy dialog, to warto być konsekwentnym. Rosja odpowiada pośrednio, bo nie Polsce, ale Stanom Zjednoczonym, głównemu „przeciwnikowi" w tej nowej zimnej wojnie XXI wieku. Wicepremier Dmitrij Rogozin umieszcza 31 lipca na swoim Twitterze grafikę zawierającą fotografie zarówno Putina jak i Obamy. Obaj prezydenci mają u swojego boku zwierzęta, jednak Władimir Putin w nonszalanckiej pozie siedzi obok młodego lamparta, którego praktycznie trzyma na kolanach; natomiast Barack Obama z dumą unosi na rękach małego, białego pudelka. Pod zdjęciem podpis: „Mamy różne wartości i sojuszników". Zdjęcie także szybko zdobywa popularność i rozprzestrzenia się po sieci – można je znaleźć tutaj.
Rogozin znany jest ze swojego ciętego języka w komunikacji z mediami – zdarzyło mu się już grozić Rumunii i Ukrainie na łamach swojego Twittera. Co jednak z tego wynika? Czy nie jest to odrobinę inny, w tym wypadku bardziej bezpardonowy i naruszający dobre obyczaje niż w przypadku jedzenia jabłek przykład społecznościowej kampanii PRowej? Ani z jednego, ani z drugiego działania nie wynika nic, zaczyna liczyć się to, kto o tym pierwszy wspomni, udostępni dalej, nawiąże, czy stworzy w tym duchu nowego mema.
Nic się nie zmienia
Według dziennikarzy, którzy zadali sobie trud, by dotrzeć do informacji na temat rozkładu dnia rosyjskiego prezydenta, w rytmie jego dnia przeglądanie wiadomości zagranicznych nie zajmuje pierwszego miejsca. Putin podobno wstaje dość późno i pracuje nocą, dwie godziny rano pływa i wtedy naprawdę ma czas, żeby pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Jego biografowie twierdzą, że to w basenie tworzy swoją koncepcję wielkiej Rosji. Je praktycznie to samo, wozi ze sobą po świecie ogromne zaplecze ochrony i obsługi, dni upływają mu na 15-minutowych spotkaniach z rozmaitymi osobami. Po kolejnym ministrze przychodzi czas na wręczenie medali, następnie delegacja międzynarodowa wysokiego szczebla, po niej niższego szczebla, uścisk dłoni z lokalnym przodownikiem pracy i ochrona przechodzi do kolejnego punktu dnia.
Prezydent Rosji znajduje w przygotowywanej codziennie prasówce przykłady żartów na swój temat, jakie powstają na świecie, ale nie jest to dla niego sprawa priorytetowa. Jedyna korzyść z szumnie zapowiadanego jedzenia jabłek przez znane osoby to przynajmniej dostarczenie organizmowi większej niż normalnie ilości witamin. Można się cieszyć, że Putin nie nałożył embarga na przykład na polskie landrynki, bo wtedy jedząc je mu na złość trzeba by potem leczyć się z otyłości i łatać próchnicę u dentystów. Chociaż kto wie, może to bardziej nakręciłoby gospodarkę niż tradycyjne wysłanie kontenera cukierków na linii Polska-Rosja. Tak, po tych dodatkowych jabłkach, być może nie złapie nas tak szybko najbliższe przeziębienie i nie dołożymy się do powiększania kolejek w przeciążonej służbie zdrowia.