W ten sposób Polacy mogą dumnie unieść głowę i poczuć się lepsi nie tylko od Litwinów, ale i innych narodów mających kłopot ze swoimi historycznymi uwikłaniami z czasów drugiej wojny światowej (kolaboracją z Niemcami): Łotyszy, Estończyków czy Ukraińców. Tyle że problem w tym przypadku jest bardzo złożony. Żeby od kogoś oczekiwać rozliczenia się ze swoją mroczną przeszłością, trzeba samemu być w porządku. Tymczasem jeśli chodzi o Izrael, mamy do czynienia z pewnymi kłopotliwymi sprawami.
Przywołajmy zatem pewne wydarzenie w Soczi sprzed pięciu lat. Poprzednik Rivlina Szymon Peres w trakcie spotkania z ówczesnym prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem podżyrował postsowiecką politykę historyczną Kremla – tę politykę, w ramach której ZSRR to bohaterski pogromca Trzeciej Rzeszy, któremu ludzkość powinna być za to bez zastrzeżeń wdzięczna. Ówczesny prezydent Izraela, tuż przed 70. rocznicą zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow, poparł stanowisko Moskwy przeciwko „fałszowaniu historii", a więc przeciwko przypominaniu negatywnej roli Związku Sowieckiego w drugiej wojnie światowej.
Co z tego wynika? Ano to, że Peres uznał, iż w sporach o sowieckie zbrodnie w Polsce czy krajach bałtyckich słuszność jest po stronie Rosji. Być może jest tak, że Izrael w swojej polityce historycznej wychodzi z założenia, iż w okresie drugiej wojny światowej istniał tylko jeden totalitaryzm, jeden system ludobójczy – ten, który dążył do ostatecznego unicestwienia narodu żydowskiego. Jeśli to założenie byłoby prawdziwe, wówczas zsyłki do łagrów i mordy, których dopuszczali się Sowieci w Polsce czy krajach bałtyckich, należałoby oceniać wyłącznie jako nieszczęśliwe wypadki przy pracy.
Przezwyciężyć fałszerstwa
Siedem lat temu Piotr Zychowicz na łamach „Rzeczpospolitej" zwrócił uwagę na obowiązującą wówczas w Izraelu ustawę, na mocy której państwo to wypłacało zapomogi żyjącym na jego terytorium żołnierzom Armii Czerwonej uczestniczącym w działaniach wojennych w latach 1939–1945, czyli również wtedy, kiedy to ZSRR był niewątpliwie agresorem (w tym w krajach bałtyckich), a nie wyzwolicielem świata spod jarzma nazizmu. Znany jerozolimski adwokat Uri Huppert komentował ten stan rzeczy następująco: „Żydzi tak bardzo skupiają się na Holokauście, na zbrodniach Trzeciej Rzeszy, że nie dopuszczają do wiadomości, że Związek Sowiecki również był straszliwym, ludobójczym reżimem".
To fakt, że większość Żydów w naszym kraju nie miała nic wspólnego ze – skądinąd antysemickim – stereotypem „żydokomuny". Osoby narodowości żydowskiej były też wśród ofiar sowieckiej napaści na nasz kraj. Izrael zaś od lat 60. do końca zimnej wojny był sojusznikiem Zachodu, a nie ZSRR i jego satelitów.
Ale jednocześnie warto brać pod uwagę i takie sytuacje jak ta, w której państwo żydowskie okazało się w roku 1992 schronieniem dla Salomona Morela. Izrael odmówił wydania tego komunistycznego zbrodniarza władzom polskim, zasłaniając się tym, że prawo izraelskie nie przewiduje ekstradycji swoich obywateli.