Aleksander Łukaszenko przy okazji szczytu BRICS w rosyjskim Tatarstanie udzielił kilka wywiadów, porozmawiał m.in. z BBC. Stwierdził, że wcale nie przepuszczał rosyjskich wojsk przez swoje terytorium w lutym 2022 roku i przekonywał, że nigdy nie chciał psuć relacji Białorusi z Zachodem. Oznajmił nawet, że jest przeciwnikiem połączenia swojego kraju z Rosją. Nie wykluczył uwolnienia więźniów politycznych pod warunkiem, że wystąpią z prośbą o ułaskawienie.
W co gra urzędujący w Mińsku od trzech dekad dyktator? Wygląda na to, że już rozpoczął swoją siódmą z rzędu kampanię wyborczą. Ale są też inne powody, dla których Łukaszenko musiał pilnie zmieniać narrację.
Łukaszenko lawiruje i zrzuca z siebie odpowiedzialność
– Skąd pan wie, że dawałem zgodę na wykorzystanie białoruskiego terytorium? – zaprzeczył Łukaszenko, odpowiadając na pytanie dziennikarza BBC dotyczące inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, gdy rosyjskie wojska wtargnęły tam również z terytorium Białorusi. – Trwały ćwiczenia, w których uczestniczyło kilka tysięcy rosyjskich żołnierzy. Putin zaczął wycofywać te wojska z miejsca, w którym znajdowali się na południu Białorusi, drogą prowadzącą wzdłuż granicy z Ukrainą (…). W pewnym momencie przekierował część tych wojsk na Kijów. Jestem przekonany, że został sprowokowany – opowiadał. Białoruski dyktator przyznał też, że Putin, rozpoczynając inwazję, nawet nie zadzwonił do Mińska.
Czytaj więcej
- Jeśli wyobrazimy sobie Państwo Związkowe jako dom, trzeba go budować od fundamentów, nie od dac...
Ta linia obrony mocno kompromituje Łukaszenkę, gdyż doskonale obrazuje stopień zależności białoruskiego reżimu od Rosji. Czy to oznacza, że Putin w trakcie kolejnych wspólnych manewrów z Białorusinami, np. na jednym z poligonów pod Grodnem, może zaatakować państwa bałtyckie albo Polskę i nie zapytać nawet Łukaszenki o zgodę? Z wypowiedzi białoruskiego satrapy wynika, że tak. Ale czy mówi prawdę?