Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, że kulturowa wojna wokół płci na stałe weszła do politycznej debaty, to zakończone właśnie igrzyska olimpijskie powinny go ostatecznie przekonać, że tak właśnie jest. Dzieje się to z inspiracji i ku uciesze radykałów z lewa i z prawa.
Transpłciowość jest bardzo poważnym problemem bardzo małej grupy ludzi. Tej pierwszej prawdy nie chcą uznać prawicowi ekstremiści, tej drugiej lewicowi. Tak, istnieją wśród nas osoby, które urodziły się nie w swoim ciele i nauka zna oraz opisuje te przypadki. One istnieją realnie i powodują realne problemy konkretnych ludzi. Czas, by uznali to prawicowi radykałowie. Z kolei ich lewicowi koledzy i koleżanki powinni zauważyć, że rozszerzenie tej kwestii na każdego, kto ma problemy ze swoją seksualnością (zwłaszcza w młodym wieku), może prowadzić do tragedii i dramatów osobistych setek tysięcy nastolatków (i nie tylko) oraz do fatalnych politycznych i społecznych konsekwencji. O tych pierwszych mówi i pisze się coraz częściej, ale mnie, jako politologa, bardziej interesują te drugie.